sobota, 13 października 2012

She’s like the wind

She’s like the wind 


Piwne oczy wpatrzone były w nieokreślony, daleki punkt na horyzoncie. Obserwowały jak promienie słoneczne przedzierają się przez ciężkie, deszczowe chmury, wiszące nad Konohą. Kobieta znajdująca się na dachu wysokiego budynku w centrum wioski, stała nieruchomo, niczym zwykły manekin. Patrzyła przed siebie, ale nic nie widziała. Nie chciała widzieć tego co się naprawdę działo. Za to pilnie studiowała obrazy pojawiające się w jej głowie, odrywające ją od realnego świata. 




*** 

Na ogół spokojny las, w tej chwili „tętnił życiem”, dzięki pewnej dwójce nastolatków. 
-No przestań, nie wściekaj się na mnie… - Młody chłopak, z przeważnie zadziorną miną, teraz powoli cofał się, drżąc ze strachu – Przecież wiesz, że nie chciałem! 
Takie wytłumaczenie wcale nie przekonało wściekłej dziewczyny, zmierzającej w jego kierunku. 
-Nie chciałeś? Mam uwierzyć, że potknąłeś się i wylądowałeś w krzakach, tak? A potem nie mogłeś się wydostać, więc obserwowałeś niemalże nagie dziewczyny czekając na pomoc?! – Blondynka z groźnym błyskiem w oczach, zbliżała się do swojej ofiary. W jej spojrzeniu było coś strasznego, nakazującego uciekać póki jest czas. Gdy młody mężczyzna oparł się plecami o drzewo, jeszcze bardziej zmarszczyła brwi i podwinęła prawy rękaw. 
- Nigdy więcej tego nie rób – szepnęła wyraźnie, po czym odwróciła się na pięcie. Usłyszała westchnięcie ulgi, ale nie trwało ono długo. Już po chwili, w lesie można było usłyszeć męski krzyk i odgłos drzewa wyrywanego z ziemi. 


*** 


- Byłeś takim kretynem – powiedziała cicho Tsunade, nadal patrząc w ten sam, odległy punkt. Powoli usiadła i lekko się uśmiechnęła. Prawą ręką odgarnęła z twarzy włosy, dotychczas przyklejone do policzka. Dzisiejszy dzień był nie do zniesienia - wyjątkowo upalny, bez żadnego podmuchu wiatru. A szkoda. 


*** 


-Lubisz wiatr, prawda? 
Dwudziesto trzy-letnia dziewczyna momentalnie się odwróciła. Brakowało jej jednego kroku do przekroczenia bramy swojej ukochanej wioski, od której właśnie uciekała. Czego się bała? 
- Dlaczego tak myślisz? – Miała nadzieję, że jej głos będzie kpiący, dający rozmówcy do zrozumienia, że się myli, ale nie udało się. To o wiele bardziej przypominało zrozpaczony szept. 
- Uśmiechasz się za każdym razem, gdy targa twoimi włosami. A teraz zachowujesz się tak jak on. Gnasz, tam gdzie cię poniesie. – Białowłosy mężczyzna lekko się uśmiechnął. Zeskoczył z murka, na którym się znajdował i podszedł do przyjaciółki. Stanął tuż przed nią, patrząc prosto w jej oczy. 
Blondynka gwałtownie odwróciła głowę i odsunęła się. 
-To nie Twoja sprawa Jiraiya.- Tsunade zdobyła się na groźne spojrzenie, ale nie zbyła nim towarzysza. Ponownie do niej podszedł, ciągle mając na ustach uśmiech, który nie pozwalał jej podnieść na niego ręki. Delikatnie złapał ją za ramię. Stała bez ruchu, czekając na to, co się miało wydarzyć. 
- Dlaczego uciekasz? 
Nie musiał wypowiadać tych słów. Od samego początku wiedziała, że właśnie o to zapyta. Ale jak miała mu to wytłumaczyć? Lekko podniosła głowę, aby móc spojrzeć w jego oczy. Jej ciało zaczęło drżeć pod wpływem tego ciepłego spojrzenia. Spojrzenia, które wyrażało tak wiele uczuć. Zawahała się. 
- Przestań. To niczego nie zmieni. Tak będzie lepiej – szarpnęła się rozpaczliwie, strącając męską dłoń ze swojego ciała. Przez chwilę patrzył na nią bez słowa, usiłując zrozumieć jej zachowanie. 
- Wrócisz? – po raz ostatni złapał ją za rękę, chcąc zapamiętać ten dotyk na, zapewne, długie, samotne lata. Był twardym facetem, a jednak czuł coś dziwnego. Pustkę, ogarniającą całe jego wnętrze. Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę myślał, że ucieknie, ale nie zrobiła tego. Uśmiechnęła się smutno. 
- Założę się, że nie. 
Odeszła… 


*** 


Pojedyncza łza spłynęła po gładkim policzku zamyślonej kobiety. Kobiety, która pomimo wielu przejść, nigdy nie nabrała wystarczającej ilości odwagi. Jej zaciśnięta pięść z hukiem uderzyła o dachówkę, ta zaś pękła pod wpływem siły uderzenia. Wystarczyło powiedzieć dwa słowa… Proste słowa, które mogły zmienić całe jej życie. Ich życie. Czy byłoby lepiej…?



*** 


- Cieszę się, że Cię znalazłem Piąta. – Upragniony głos przerwał przygnębiającą ciszę panującą w pomieszczeniu. 
Jasnowłosa kobieta zaczęła się szczerze śmiać. Nie mogła się jeszcze przyzwyczaić do swojego nowego stanowiska - Hokage. Z radością przyglądała się każdemu obiektowi w swoim teraźniejszym gabinecie. W końcu usiadła na niewielkiej sofie w rogu i machnęła ręką, przywołując do siebie mężczyznę stojącego przy drzwiach. Promiennie się uśmiechnęła, gdy usiadł obok niej. 
- Dziękuję Ci… - zaczęła, myśląc o tym, kiedy jej miłość do osobnika, znajdującego się naprzeciw niej, wygasła. Minęło tyle lat od jej ucieczki… 
-Tsunade… - głos sannina był cichy, ale wyraźny. Mimo to, piwnooka nie przerwała swojej wypowiedzi. 
- Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jakie to dla mnie ważne… - a może jednak uczucie nie wygasło? 
- Tsu… 
- To niesamowite! – Tak bardzo nie chciała wiedzieć, o czym on myśli. To było za trudne. 
- Kocham cię Tsu. 
W pokoju zapanowała kompletna cisza. Twarz kobiety nagle stała się poważna, bez żadnej nutki rozbawienia. Wyglądała na… przestraszoną? 
Minęło kilka sekund, może minut… Żadne z nich nie odważyło się odezwać. W końcu mężczyzna wstał, odwrócił się i podszedł do drzwi. Otwierając je, jeszcze raz przeniósł wzrok na twarz ukochanej. Miał nadzieję, że odpowie mu tymi samymi słowami. Jednak się nie udało. 
Od następnego dnia zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. 


*** 


Tsunade zaczęła szybko mrugać. Łzy napływające do oczu, rozmazywały jej obraz. Spływały po twarzy, szyi i dekolcie, ale nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. Intensywnie wpatrywała się w niebo, jakby chciała się tam natychmiast dostać. Z każdą sekundą szlochała coraz głośniej. Po kilku minutach wyjęła z kieszeni małą fotografię przedstawiającą ją samą oraz Jiraiyę, uśmiechniętych i przytulających się do siebie. Po raz pierwszy tego dnia, lekko zawiał wiatr, przeczesując jej długie włosy. 
- Kocham Cię Jiraiya. Cholernie mocno Cię kocham – powiedziała dość głośno, choć wiedziała, że nikt jej nie słyszy. Jedna łza skapnęła na jego twarz na fotografii. Kobieta z trudem wstała i położyła zdjęcie pod pękniętą dachówką. 
- Gdybyś tylko żył…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz