piątek, 12 października 2012

Angielski akcent 12 (ost)


Angielski akcent 12. (ost.)



                                 (kiedy świat wali ci się na głowę)
Najpierw: Śmiech.
Potem: Dlaczego?
A zaraz: Co on ma czego ja nie mam?
Chyba te pytania przychodzą każdemu normalnemu człowiekowi do głowy, gdy dozna wielkiego szoku.  WIELKIEGO szoku, a zaraz potem nasz rozsądek (R) kłóci się z sercem (S):
R: Nienawidzę go!
S: Nadal go kocham!
R: Jakim on jest draniem!
S: Ale ma takie śliczne oczy…
R: Jak on mi mógł coś takiego zrobić?!
S: Miał wtedy taki słodki wyraz twarzy…
R: Nigdy mu nie wybaczę tego co zrobił!
I blablabla, et cetera, et cetera, et cetera. Na pewno każda dziewczyna (chłopcy pewnie też), zna to uczucie. Nierozwiązalny kłębek myśli.
Sasuke wyszedł z kawiarni, nie chciał już dłużej przebywać w tym pomieszczeniu . Deszcz nie przestawał padać. Szybko założył nadal mokry kaptur na lekko zmierzwione, ciemne włosy, docisnął baterię w swojej starej MP3, założył słuchawki i nie zważając na coraz to większe kałuże, ruszył przed siebie. Do domu? Nie. Do parku? Przecież pada. To gdzie? Neji?
Neji.
Zepsuta MP3 samoistnie decydowała o tym, czego nastolatek pragnie słuchać w tej właśnie o to chwili, zwanej nie-za-fajną. Tym razem, postawiła na „Last resort” Papa Roach. Dobry, bardzo dobry wybór.
Czekając na zielone światło, przejeżdżający ze zbyt szybką prędkością samochód, wjechał w kałużę, ochlapując tym samym młodego Uchihę, który dość głośno przeklął:
- KSO!
Teraz był mokry, a raczej bardziej mokry. Od stóp do… właściwie można było by powiedzieć, że jest jedną, wielką chodzącą (przemoczoną!) masakrą.
- Sasuke! – Z oddali wyłonił się głośny krzyk.  - Czekaj!
- Spadaj, Gaara. – Powiedział do siebie Uchiha, słysząc jak rudy biegnie przez kałuże.
- Chodź do mnie do domu, porozmawiamy, bo strasznie pada. Sasuke!
- Brzydzę się tobą oraz tym wszystkim, co jest z tobą związane. – Stanął, popatrzył się na niego spod byka. – Idź stąd do Itachiego, nie chcę was obydwu znać.
- Wiem, że tego nie chcesz. Znam cię, Sasuke!
- Nie chce mi się z tobą gadać.
- I know, you love me.
- Bardziej: I used to. A teraz żegnam. - Robił już krok, gdy...
- No fuckin’ way! – Załapał go za rękę. – Kocham cię, Sasuke Uchiha. – Wypalił tak nagle. Za nagle. – Czy ci się to podoba czy nie, mam to gdzieś. – Dodał.
- Co?
Szatyn odwrócił się do niego przodem, popełniając tym samym błąd. Spojrzał mu w oczy i poczuł się tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzał go w autobusie. Pamiętał, jak TE zielone oczy zahipnotyzowały go, jak zarumienił się, gdy uroczy Anglik oddawał mu bilet…
- Pstro! – Rudzielec zrobił słodką minę. Wiedział, że młody Uchiha mu ulegnie.
Był bardzo blisko niego, zupełnie tak samo, gdy pierwszy raz zapalił z nim papierosa, po czym nieświadomie pocałował go.
Od tamtego czasu minęły już niecałe dwa miesiące, ale te chwile ciągle tkwiły w głowie nastolatka.
- Ja… ja ciebie też. To znaczy…  uhhhh, nie wiem.
- Już dobrze. – Gaara pogłaskał go po mokrych włosach. – Chodź do mnie, do domu.
Szatyn zgodził się. W trakcie przechadzki do domu, chłopcy szli blisko siebie, lecz nie odzywali się. Przestawało padać, jednak słońce było nadal zbyt leniwe, by wyłonić się spod warstwy chmur. Za dwa zakręty, będą w domu państwa Sabaku, a wtedy Sasuke będzie zmuszony wysłuchać tych wszystkich wyjaśnień. Nie ma już odwrotu.
Siedząc już na kanapie w salonie, Gaara tłumaczył swojemu ukochanemu, że nie chciał. Że nie miał wyjścia. Że to wszystko przez niego, bo się nie odzywał. Że myślał, że to jedyne rozwiązanie. Że chciał odreagować. Że Itachi sam mu to zaproponował. Że działał pod wpływem chwili. Że on naprawdę nie chciał . Że… Aż w końcu usłyszał:  
- No niech ci będzie, kretynie.
- Serio? – Rudowłosy poderwał się, pokazując światu swoje zaszklone oczy.
- Tak. Nie psuj chwili, idioto. – Sasuke przybliżył się do niego.
- Nie chcę jej psuć. – Szepnął Gaara.
- Ale to robisz, debilu. – Szatyn był już naprawdę blisko…
- To co mam zrobić, by tego nie zepsuć?
- Pomyśl, czubku.
- Nie… nie wiem.
- Na przykład to. – Pocałował go. – I to. – Pocałował go mocniej. – Nie mówiąc już o tym. – Wetknął język do jego buzi.
Potem go przytulił, najmocniej jak się tylko da, szepcząc mu do ucha wszystkie plany na przyszłość. Rzucenie szkoły, wyjazd z kraju, zamieszkanie razem we własnym domu…
- Garra… W sumie to wiesz…  - Pogłaskał go po policzku. - I love boys with English accent. :)


1 komentarz: