piątek, 12 października 2012

Angielski akcent 10


Angielski akcent 10.


*****
(wszędzie te pierdolone liście)
Pogoda nie sprzyjała spacerom. Padało, lało, na pewno nie kropiło. Cholerny deszcz. Do butów wszelkiego rodzaju, od szpilek po adidasy, od trampków po białe kozaczki, od jednego końca sklepu obuwniczego do drugiego, kleiły się liście z różnych drzew: buków, dębów, wierzb, jarzębiny, wiśni, jabłoni itp. itp. itp. Co z tego, że połowa z nich nie rośnie w Japonii? Dla młodego Anglika wszystko było już ‘shit ’ i ‘fucked’. Szedł szybkim krokiem przez rozmaite zakątki miasta, tunele i mosty. W końcu doszedł do parku, gdzie przy jakimś, wielkim drzewie, stał dorosły facet w garniturze pod tak samo czarnym jak on parasolem. Pan mecenas, Uchiha-san.
- Już jestem… sorry za spóźnienie. – Mówił to, gapiąc się w czubki swoich czerwonych Conversów.
- Nie. To ja przyszedłem za wcześnie. Spotkanie służbowe, sam rozumiesz. Proponuję kawiarnię tuż za rogiem, co? – Itachi najwidoczniej nigdy nie zmienia tonu swojego głosu. Lodowaty i zimny. Brrr.
Mała, przytulna kawiarnia okazała się być pustym lecz bogato ozdobionym pomieszczeniem niedaleko parku, w którym doszło do spotkania. Nie był to pub ani tania knajpa. Repliki obrazów spoczywały na brzoskwiniowych ścianach. Szyby, mokre od zewnętrznej strony od tych cholernych kropel deszczu, wydawały się być poetyckim odzwierciedleniem serca czerwonowłosego. Delikatne i lekkie firanki przyodziewające okna, sprawiały wrażenie jednak ciepłego klimatu sali.  Każdy stolik był zaopatrzony w naczynie wypełnione kawą ze świeczką oraz skromny, mały wazonik z różą. Wszędzie unosił się aromat świeżo zmielonej kawy, zaparzonej herbaty czy zalanej gorącym mlekiem gorzkiej czekolady.
Kelnerka wskazała im stolik dla dwóch osób w jednym z kątów kawiarni, podała kartę w eleganckim etui, po czym zapaliła świeczkę, której blask dał bardziej przyjemniejszy i cieplejszy odcień klimatu pomieszczenia. W sam raz na rozmowy. W szczególności trudne i kłopotliwe (i zapewne upierdliwe według Shikamaru.)
- Więc, Sabaku no Gaara, po co chciałeś się ze mną spotkać? – Mruknął starszy, przeglądając menu.
- Uhm…chodzi o…I mean… chodzi o Sasu.. – Jąkał się, unikając kontaktu wzrokowego z partnerem przy stoliku.
- Mojego brata? Tak? Tego debila, z czarnymi włosami, które odstają, każdy w inną stronę? Rani uczucia innych, ponieważ jest przebrzydłym egocentrykiem? Idioty, który nie wie co to uśmiech (haha, odezwał się…) i prawdziwe uczucia? Dla niego życie tak jakwszystko jest czystą zabawą,  przemijającą chwilą, nie martwi się konsekwencjami, żyje teraźniejszością. Smarkacz, który pindrzy się przed lustrem dłużej niż całe stado kobiet? Wyjątkowy hipokryta lecz cholernie śliczny i przystojny. Tak… - Uchiha nadal nie odrywał wzroku od menu. – Urodą to on nie grzeszy… jednak to nie wszystko. Inteligencji to on nie posiada. Jest śmierdzącym leniem (Boże, on chyba nie zna charakteru Nary…oO), wiecznym nierobem. Dziwie się sam sobie, że musze z nim żyć pod jednym dachem. No ale cóż… jest w końcu moim małym braciszkiem. Jedną cappuccino z sernikiem z brzoskiwinami oraz latte macchiato z sosem czekoladowym i może tak, ciastem malinowym. – Ostatnie zdanie skierował do kelnerki, której wcale nie dziwiło to, że obsługuje stolik przy którym siedzi dorosły, elegancki facet oraz młodszy o parę lat od niego nastolatek, który dopiero co wyszedł z treningu piłki nożnej. – Zamówiłem dla ciebie, Sabaku no Gaara, latte i ciastko malinowe.
- Uhm… arigatou. Nie… ja kocham Sasuke… po prostu nie wiem czemu on się tak zachował dzisiaj rano jak do niego zadzwoniłem… Arigatou gozaimasu. – Odpowiedział przygaszony Anglik wpierw bratu swojego chłopaka, potem słodkiej, młodej, japońskiej kelnerce, która próbowała zwrócić swoim uśmiechem uwagę Uchihy. Nadaremno. 
- To znaczy jak? Arigatou gozaimasu. – Odrzekł tak jak zawsze, to znaczy chłodno. Wziął gorącą filiżaneczkę w swoje dłonie i upił porządny łyk kawy.
- Powiedział mi, że kocha Naruto Uzumakiego. A raczej, że go chce. Ehh… – Anglik zaczął jeść malinowe ciasto. Było przepyszne, oblane malinowym sosem. 
Brzdęk niedaleko rozbitej porcelany, rozległ się po małym, ciepłym pomieszczeniu.  Krztuszący się pan Łasicowaty najwidoczniej upuścił ją. Zawartość rozlała się po podłodze i po garniturowych spodniach Itachiego, którego minę trudno opisać słowami. Czyżby się złamał na dźwięk słów wypowiedzianych przez Anglika, mianowicie ‘że kocha Naruto’? Nie każdy jest aż tak silny psychicznie na jakiego wygląda. Kelnerka szybko przybiegła ze ścierką i zaczęła wycierać go w tym miejscu, na co właściciel przemoczonych spodni zareagował dość impulsywnie, bo wstał i udał się w stronę łazienki. Kelnerka zwróciła się do siedzącego z epickim spokojem Gaary:
- No lec za nim, bo ci ucieknie! * - Czerwonowłosy popatrzył się na nią z miną o wyrazie pytającym. – W końcu to ma być yaoi… zamknę łazienkę na pół godziny… miłej zabawy. – Dziewczyna odeszła, a Anglik wstał (szurając głośno krzesłem) i krokiem znudzonego życiem nastolatka, poszedł w stronę męskiego kibla.
- Eeee… czemu tak zareagowałeś na to, że Sasuke woli Naruto ode mnie? – Brzdęk kluczy przekręcających się w zamku – Kelnerka kazała mi do ciebie iść. Zamknęła łazienkę na pół godziny.
- Utrzymaj to w tajemnicy. Od dwóch lat sypiam z Uzumakim. Planuję, jak skończy oczywiście osiemnaście lat , oświadczyć mu się… wszystko zgodnie z prawem, naturalnie. – Uśmiechnął się oraz zaczął zdejmować spodnie, ukazując światu swoje bokserki… czarne w czerwone chmurki.
Wzrok zielonookiego powędrował (samoczynnie!) w okolice krocza szatyna, co ten zauważył.
- Nie chce cię do niczego zmuszać, Sabaku no Gaara… ale może odreagujemy trochę? – Rudy nie zauważył, kiedy czarnowłosy zbliżył się na tyle blisko, by szepnąć mu to do ucha. Anglik przytulił się do Uchihy, oddychając dość szybko i powstrzymując płacz. Potem, odsunął się trochę od Łasicowatego. Klęknął przed nim, co Itachi odebrał jednoznacznie.
- Wszystko mi jedno… Mam dosyć, naprawdę. Sam nie wiem jak on mógł mi to zrobić. Ja… ja… go naprawdę kocham. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz