niedziela, 14 października 2012

3. Life Is Brutal


Itachi jeszcze bardzo długo siedział w firmie. Dopracowywanie szczegółów z Konan jest naprawdę kłopotliwe. Mimo iż starzy przyjaciele znają się od podstawówki i rozumieją bez słów to jednak zdarza im się mieć różne zdanie. Niebieskowłosa nie chciała ustąpić i zamiast białych korali, które były wizją Uchihy, wciąż upierała się przy srebrnych wisiorkach. Spierali się przez około godzinę, by wynikiem kłótni było przyznanie racji prezesowi.
W dodatku Itachi musiał obgadać całą sprawę z zleceniodawcami, którzy nie byli zachwyceni tak nagłą zmianą scenariuszu i chcieli się wycofać, jednak po długich i żenujących zapewnieniach czarnowłosego postanowili mu zaufać. Przynajmniej Shizune, od ostatniego wybuchu mężczyzny, nie narzekała na wszystko i nie wytykała błędów, a dawała z siebie wszystko by jakoś zadowolić i udobruchać Uchihe, któremu, z niewiadomych przyczyn, nagle zepsuł się humor.
Prezes nie byl zły bez powodu. Nie, on w ogóle nie był zły. Po prostu się martwił. Od tej rozmowy telefonicznej z Deidarą nie mógł myśleć o niczym innym i wciąż zastanawiał się co chłopak robił w takim miejscu?! Czy znowu diluje? Kręci się w niciekawym towarzystwie? A może nie dostał odpowiedniej nauczyki? Może szansa zostania gwiazdą to dla niego za mało?!
Szofer, który wygladał jakby spał na stojąco, otworzył drzwi do jego limuzyny. Kilka minut po trzeciej nad ranem byli już w posiadłości Uchiha. Itachi zamierzał przeprowadzić poważną rozmowę z Deidarą... jednak to dopiero rano.
Gdy przechodził cichutko przez ogromny salon usłyszał ciche pochrapywanie. Zaskoczony, obrzedł niski, prostokątny stolik i spojrzał na źródło dźwieku, którym był sam blondyn leżący na miękkim dywanie, przykryty ciepłą pierzyną. Uśmiechnął się na sam widok, jednak po chwili poczuł dziwne ukłucie widząc rękę swojego młodeszeo brata przerzuconą przez klatkę piersiową Deidary.
- To tylko przez sen... - szepnął, próbując przekonać sam siebie po czym wyszedł z pomieszczenia.
      Blonyn natomiast spał jak zabity na dywanie, który zdawał się być wygodniejszy niż jego stare łóżko w małym pokoiku. Cóż, to nie nowość, że jego rodzicom się nie przelewało. Ledwo wiązali koniec z końcem. Nigdy nie byli dumni z Deidary, który, to trzeba przyznać, orłem w szkole nie był. W dodatku często pakował się w kłopoty i było nawet zagrożenie, że zostanie wydalony ze szkoły. Niebieskooki nie szanowal rodziny... w takim samym stopniu w jakim oni nie szanowali jego. Często zdarzały się kłótnie, a po domu latały talerze. Było jeszcze gorzej kiedy matka przyłapała go na paleniu. Nikt w jego domu nie palił - papierosy były za drogie. I tak właśnie żył chłopak - w nędzy, biedzie i ciągłych kłótniach. Dobrze, że chociaż miał co jeść i nie był bity - w przeciwieństwie do Gaary. Wszystko zmieniło się kiedy dostał szanse na łatwy zarobek. Rudzielec nagle zaczął chodzić w markowych ubraniach i miał kase na wszystko. Wkręcił go w biznes razem z Temari i bliźniakami. Od tamtej pory miał więcej kasy niż przez całe swoje marne zycie. Dilerstwo miało swoje plusy. W dodatku nigdy nie został aresztowany - od kiedy nosił przy sobie prochy i trawe bardziej uważał na policje. Jednak na rodziców już mniej. Zaczęli coś podejrzewać i wdepnęli w jego zycie prywatne... Wychodząc mieli jasną wymówke na pozbycie się balastu.
Deidara przeciągnął się na podłodze i spojrzał na miejsce obok siebie. Nie było Sasuke. Usłyszał natomiast ciche głosy rozmowy, a raczej kłótni, za ścianą. Wstał i ziewnał głęboko. Podrapał się po lekko zarośniętej brodzie. Ech... będzie musiał się ogolić. Poszedł w stronę rozmówców.
- Ile razy mam ci powtarzać, że on już to rzucił! - zirytowany szept. Od razu poznał głos młodszego z braci.
- Ale jesteś pewny, że mówił prawde? Wczoraj mówił mi, że...
- Wiem, co ci mówił. W kółko to powtarzasz!
- Ładnie to tak obgadywać za plecami? - niebieskooki postanowił się ujawnić. Nie chciał być potem oskarżony o podsłuchwianie.
- Co ty tu...? - zaczał Itachi wyraźnie zaskoczony. - Długo już tak stoisz? - powiedział pewniej.
- Wystarczająco - uśmiechnął się. - Chyba chcesz porozmaiwać, co? - domyslał się o co chodzi. Ech, wiedział, że tak szybko nie zyska zaufania tej mega bogatej i szanowanej rodziny.
- Tak! Weź z nim pogadaj bo ja już tracę cierpliwość! - niemal wrzasnął Sasuke. - Ja muszę iść do szkoły. Nie moge opuścić treningu - dodał już spokojniejszym tonem wyraźnie zadowolony na myśl o swoim ukochanym sporcie - koszykówce. Bowiem młodszy Uchiha był kapitanem drużyny. Deidara natomiast w ogóle nie interesował się sportem. Raz do czasu chodził tylko na siłownie z Gaarą i bliźniakami, żeby utrzymać formę. Bieganie z piłką w ręce nie było jego marzeniem.
- Och, więc nie będziesz na sesji? - zapytał lekko spięty. Mimo iż podczas wczorajszego pobytu w firmie zamienił z Sasuke jakieś pięć słów to czuł się raźniej kiedy miał obok siebie swojego rówieśnika i przyjaciela. Sam ogrom tej budowli go onieśmielał... nie mówiąc już o ludziach i o tym, że był przeciez zwykłym żółtodzibem.
- Nie, ale na pewno sobie poradzisz. Chyba, że ten upierdliwiec się na ciebie uweźmie - burknął rzucając bratu ostrzegawcze spojrzenie. - Zostawiam was samych. Na razie.
- Chodźmy do jadalni - stwierdził Itachi po wyjściu brata ruszajać w wybranym kierunku. - Słuchaj ja... - zaczął kiedy przed blondynem pojawiło się królewskie śniadanie.
- Nie jesz?
- Nie, już jadłem - westchnał. - Deidara dobrze wiesz, że...
- Wiem, o co ci chodzi - po raz kolejny chłopak przerwał Itachi'emu. - Sasuke już ci pewnie wszystko wyjaśnił. Byłem tam odwiedzić kumpli. Nic więcej. Naprawde.
- Nie powinieneś się z nimi zadawać.
- Nie zamierzam rezygnowac z przyjaźni z nimi. Są dla mnie bardzo ważni. Jednak oni wybrali inny tryb życia, a ja inny. Sam dilowałem i rozumiem czemu to robią. Nie zamierzam ich nawracać na porządną drogę, ale też nie zamierzam zrywać z nimi kontaktu - powiedział stanowczo.
- Jak mam ci ufać? Jaką mam pewność, że nie powrócisz do swojego dawnego... zawodu - stwierdził z sarkazmem. - Czy ktoś w ogóle wie, że zrezygnowałes? Z tego co wiem dług splaciłeś wręczając kase innemu dilerowi.
- To nie był diler - mruknąl blondyn zastanawiając się czy przywalić Sasuke czy może go po prostu utopić? Czy on zawsze musi wszystko wygadać... a może to Itachi ma dar wyciągania z ludzi informacji?
- Diler czy nie, twój... ehem... producent nie ma pojęcia o tym, że to rzuciłeś. Tak jak twoi... ekhem... przyjaciele.
- Sugerujesz coś? - zapytał spokojnie Deidara kontynuując posiłek.
- Miałbym pewność, że z tym skończyłeś kiedy przy mnie poinformujesz o tym swoich znajomych. Teraz - dodał po chwili.
- To znaczy? Jak to - teraz?
- Przez telefon. To chyba nie problem, prawda?
- Ech... zero zaufania. Zero - westchnął teatralnie. - Ale z twojego telefonu! - zażartował, w duchu jednak bał się ich reakcji. Chciał ich wczoraj o tym powiadomić jednak z racji tego, że to wredne niedowiarki nie udało mu sie.
- Prosze bardzo - podał mu komórkę. - Nie mają teraz lekcji?
- Sam mi to zaproponowałeś, a teraz szukasz wymówki by to odłożyć. Zdecyduj się.
- Myślalem, że będę cię dłużej do tego namawiać... - uśmiechnął się.
- Widocznie źle myślaleś - zaśmiał się. - Nie martw się, najwyrzej Gaara wyjdzie z klasy, ale odbierze - wystukał numer i przycisnął komórkę do ucha włączając tryb głośnomówiący.
- Czego? Mam lekcje - głos po drugiej stronie wyraźnie świadczył, że rudowłosy nie jest zainteresowany ową lekcją.
- To ja, Deidara.
- Och, masz nowy numer? - do głosu chłopaka dołączył głos nauczyciela, który go upominała i kazał zwrócić telefon. - Goń się, facet! Sorki, Dei, to nie do ciebie.
- Domyślilem sie. A to nie jest mój nowy numer, tylko Itachi'ego Uchihy.
- Geez, a ty znowu z tym swoim żartem?
- Kurwa, to nie jest żart! - warknal blondyn, a po chwili spojrzał ze skruchą na mężczyznę obok.
- Dobra, dobra! Nie bulwersuj się! - zaśmiał się. - Więc po co dzwonisz z telefonu tego bogatego pięknisia? - Itachi prychnął słysząc to.
- Jesteś jeszcze w klasie? - blondyn zignororwał reakcję prezesa.
- Nie. W kiblu.
- Dobrze. Więc ja w sprawie prochów - przeszedł do rzeczy.
- Ooo! Dobrze! Już zaczęlismy się o ciebie martwić! Kiedy bedziesz? Dam ci nową działkę.
- Dzisiaj mam sesje - prychnięcie - i nie prychaj mi tam. W każdym razie chcę to rzucić.
- C...co?
- To, co słyszałeś. Wycofuję się. Nie mam żadnych długów ani kontraktu więc nie powinienem mieć problemów. Przekażesz to producentowi?
- Ale... ale czemu?
- Chcę zacząć życie od nowa. Mam do tego warunki i niesamowitą okazje - uśmiechnął się do bruneta.
- Ach... więc przyjaciół też masz już nowych, tak? - nutka smutku, zawiedzenia i rozczarowania wdarła się do głosu Gaary.
- Nie! Oczywiście, że nie! Nadal jesteście dla mnie ważni! - zaprzeczył spanikowany blondyn.
- To czemu nas opuszczasz?!
- Gaara zrozum, że to nie ma nic wspólnego z wami! Po prostu przestanę dilować!
- Świetnie. Więc przestawaj... idź sobie do swojego Uchihy, olej nas, a co! Przecież sobie poradzimy, prawda?
- Nie wyolbrzymiaj tak wszystkiego! Dobrze wiesz, że... -zawachał się i spojrzał niepewnie na Itachi'ego. - Że jesteś dla mnie najważniejszy! Gaara zrozum! Proszę! - poczuł jak do oczu podchodzą mu łzy. Przeciez on nie może go zostawić! Nie po tylu latach! Nie po tym co przeszli!
Itachi zaś drgnał dziwnie na krześle, ale nie pokazał po sobie niczego. Ten cały Gaara naprawde musi być dla niego bardzo ważny. A on, głupi, sugerowal, że powinien zerwać z nim kontakt!
- Ech... tylko mi tam nie becz - usłyszał w słuchawce zrezygnowany i jakiś taki cieplejszy ton głosu. - Dobra, rozumiem... ale jeśli nie zobaczę cię na tym bilbordzie przed szkołą w ciągu dwóch tygodni to tak ci skopie dupe, że popamiętasz! - zagroził. Deidara odetchnął z ulgą.
- Bedę tam wisiał pod koniec tygodnia... przynajmniej tak mi mówili - spojrzał porozumiewawczo na uśmiechającego się Uchihe.
- Hah, dobra, to ja kończę, może to zabrzmieć dziwnie, ale wolę nie mieć większych problemów.
- Jasne, do zobaczenia - zakończył rozmowę z uśmiechem i oddał telefon prezesowi. - No! To załatwione. Zadowolony?
- Jak najbardziej - kolejny uśmiech. - A ten Gaara... - spoważniał. - Jak się poznaliście? - zaobserwował jak twarz blondyna gwałtownie blednie, a uśmiech znika mu z twarzy. Oczy stają się smutne, a ręce zaczynają drżeć.
- J... ja... nie chcę o tym roz... rozmawiać - mruknał cihutko, niemal szeptem. - W każdym r... razie... jest... on jest dla mnie jak rodzina. Naprawdę najważniejszy... - po policzku spłynęła mu łza. Znowu te wspomnienia. Boże, czy on się ich kiedykolwiek pozbędzie?!
Poczuł jak ktoś go obejmuje. Wiedział, że to Itachi - jego szef - ale teraz nie było to ważne. Wczepił się w jego elegancką, drogą koszule od Armaniego i rozpłakał na dobre. Jak dawno już nie płakał? Trzy lata? Cztery? Tamtego dnia przysiągł sobie... i Gaarze, że nie wyleje już ani jednej łzy smutku. A teraz co robi? Łamie przysięge. Tak ważną i utrzymującą go przy życiu. Nie... to nie jego silna wola i nie przysięga utrzymują go przy życiu. To przecież Gaara... jedyny, który podał mu dłoń, który mu pomógł, i który trwał przy nim kiedy tego najbardziej potrzebował. To wszystko... och! Jak on mógłby go zostawić?!
- Przepraszam... - usłyszał głęboki, męski głos nad sobą. Uchiha opierał brodę na jego głowie i kojąco głaskał po włosach.
- Ech... dawno nie płakałem - próbował się zaśmiać, nie wyszło. - Tylko się zbłaźniłem - odsunał się od ciepłego ciała. Zaczął poprawiać włosy i wyrównywać oddech. - Pewnie wyglądam teraz strasznie, co? - zachichotał, tym razem wyszło jak należy. - Zaraz się poprawie i możemy iść, ok? - Itachi patrzył na niego dziwnie zmartwionym wzrokiem. Świetnie, ośmieszył się przed własnym szefem. Co za kompromitacja!
- Taa... będę czakać przy samochodzie - uśmiechnął się niewyraźnie. Co się dzieje temu chłopakowi? Jaką on miał przeszłość?! I co zrobił ten cały Gaara, do cholery?! Uch! Tyle pytań! Tyle pytań! stanowczo za dużo!
Uderzył się w policzek. Obudź się Uchiha! Masz dzisiaj ważną sesję!

*

      Do klasy na powrót wszedł rudowłosy chłopak i uśmiechnął sie kpiąco do czarnowłosego nauczyciela, który ciskał w niego gromy. Usiadł nonszalancko w ławce i rzucił dziwne spojrzenie na młodego Uchihe, który także patrzył na niego.
Że też Deidara ma takie szczęście. Ciekawe czy jak by mu uratował życie to też trafiłby na bilbordy?
- Jak się rozmawiało z tym niewyuczonym blondynem? - zapytał, zawsze wścibski nauczyciel biologii.
- Och, ależ bardzo interesująco. To naprawdę były sprawy wagi państwowej, Orochimaru - sensei - powiedział słowa ociekające sarkazmem.
- To znaczy? Umawialiście się na następne wagary? To już drugi dzień pod rząd jego nieobecności. Z jego ocenami, opuszcanie lekcji, jest raczej ryzykowne - złote oczy dosłownie prześwietlały najmłodszego Sabaku.
- Deidara na pewno bedzie jutro w szkole - odezwał się niespodziewanie Sasuke.
- A co ty masz z tym wspólnego, Uchiha? Wczoraj też cie nie było...
- Byłem razem z Deidarą - wyjaśnił znudzonym tonem.
- Acha! Więc jednak wagary?
- Nie. Opuściliśmy szkołę za zgodą mojego brata - uśmiechnął się perfidnie do Gaary.
- Twojego bra.. co? Może podzielisz się jakimiś szczegółami? - sarknął zirytowany nauczyciel. Jak on nienawidził nie być w coś wtajemniczonym!
- Cóż... pare osób o tym wie, mimo iż nie wierzą. Deidara jest aktualnie w Uchiha Company, a po co to już niespodzianka - wyjaśnił obojętnie, a jednocześnie tajemnioczo. Rudzielec zmierzył go nienawistnym wzrokiem.
- Już ja ci dam niespodziankę. Na pewno kłamiesz!
- Nie kłamie - wtrącił się Sabaku.
- Skąd wiesz? Acha! Zmówiliście się! - Orochimaru coraz bardziej się pogrążał.
- Nie. Deidara dzwonił do mnie z komórki tego pięknisia... znaczy jego brata - poprawil się i uśmiechnął wyzywająco.
- I tak wam nie wierzę.
- Nie wierzę, że to mowię, ale czy możemy wrócic do lekcji?! - krzyknął Sakon na co cała klasa pokiwała głowami mając dość upierdliwego nauczyciela.
- Grr... jeszcze zobaczymy, Sabaku... i Uchiha - podniósł z biurka jakiś słój z czymś ohydnym w środku i począł tłumaczyć różne nieciekawe rzeczy.
Rudy i młodszy z braci Uchiha przez resztę lekcji rzucali sobie nawzajem pogardliwe spojrzenia.

*

       - Dobrze, a więc będziesz ubrany tylko w to - Konan podała mu białe, obcisłe bokserki, wygladające na firmowe od Calvina Klein'a, jednak bez żadnej metki. W końcu to nie była reklama bielizny. - Tam jest miejsce gdzie się możesz przebrać. Idź, idź! Szybko, szybko, mały.
- Nie jestem mały - warknął i wszedł za czarny parawan. Dziwnie sie czuł. W okół było tyle ludzi...! Przecież, przecież... a jeśli tutaj ktoś wejdzie, kiedy on bedzię się przebierał? Uch. Raz kozie śmierć.
Po chwili podszedł spowrotem do niebieskowlosej czując się dziwnie nagi w samej bieliźnie. No i przciez nie był taki znowu umięśniony. Owszem, lubił swoje ciało i był z niego dumny, ale jak sobie przypominał tych wszystkich modeli z kaloryferkiem i w ogóle... Aż mu się wstyd robiło.
- Świetnie! Świetnie! Okej! Ludzie! Zaczynamy! Wszystko gotowe?! - zaczęła wrzeszczeć. - Dobra, teraz wejdź na to łóżko - wykonał polecenie. Było strasznie miękkie i całe obsypane piórami. - Ukleknij w rozkroku! O tak! Świetnie. Dajcie mu korale i tą perfume! Ale już! - po chwili podeszły do niego trzy kobiety i jeden mężczyzna obwieszając go perłami i koralami. Do ręki wcisnęli mu niebieską buteleczkę z perfumą i ktoś, chyba ten mężczynza, poprawił mu włosy. - Tak, tak! Dobra, a teraz wczuj sie wrolę. Zrób... ponętną minę! Och! Ta jest świetna. Nie zwracaj uwagi na tych wszystkich ludzi! Jesteś sam z perfumą, którą kochasz! Pokaż to! Czujesz się jak w niebie! Tak! Tak! Pięknie! Wspaniale! Jesteś do tego stworzony! Acha! Wyśmienicie!

*

      Po trzech godzinach nieustannego zmieniania pozycji, poprawek, oślepiających świateł i krzyku Konan - sesja była skończona. Stał w szlafroku i podziwiał gotowe zdjęcia na ogromnym monitorze. Sam nie mógł uwierzyć, że jest takim ciachem!
- To jest dobre - stwierdzil Itachi wskazując na zdjęcie, na którym Deidara pół leżał i jakby delikatnie głaskał prefumę. - A to jest jeszcze lepsze - tym razem blondyn uśmiechał się ponętnie do aparatu trzymając zaraz obok twarzy niebieską buteleczkę. - A to jest...!
- Szefie, dobrze wiesz, że musimy wybrać kilka zdjęć w różnych pozach - odezwała się Shizune.
- No wiem, wiem. Ale nie wiem czy się zdecyduję na jakieś konkretne. Wszystkie są boskie - Deidara słysząc to zarumienił sie mimo woli.
- Racja. Ale musimy wybrać te trzy najlepsze, żeby potem zrobić jeszcze obróbke graficzną i wyretuszować.
- Co wy chcecie retuszować? Mam idealna cerę - oburzył się blondyn.
- To normalna procedura. Zawsze tak robimy, zobaczysz potem różnicę. Po za tym jego oczy muszą być bardziej niebieskie, nie sądzisz, szefie?
- Racja. Będą bardziej pasować do pefumy - Itachi podrapał się po brodzie.
- W każdym razie chłopak, jak na pierwszy raz, poradził sobie znakomicie! - dodała podekscytowana Konan. - Myślę, że nadaje sie do reklamy tej bielizny, o której ostatnio wspominałeś.
- Taak. On się nadale do wielu reklam - stwierdził z dumą, jakby mówił conajmniej o sobie.
- Że niby nowa twarz? - zapytała niepewnie Shizune.
- Myślę, że rządy Ino trwają już wystarczająco długo, by mogła ustąpić komuś nowemu - mężczynza uśmiechnął się do Deidary, który nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Och, boże! Tyle rzeczy! I to tak szybko!
- Ale jutro wracasz do szkoly, nie zapomnij o tym - z marzeń wyrwał go rzeczowy głos serkretarki. Westchnął ciężko i zrobił cierpiętniczą minę kierując się za prawan jak na ścięcie.
- Dobrze robisz, Itachi - odezwała się Konan i uśmiechnęła delikatnie do czarnookiego.
- Mam nadzieję - odwrócił wzrok od parawanu i ponownie zajął sie wyborem najlepszych zdjęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz