sobota, 5 stycznia 2013
Zamki z błota Gaara & Shikamaru & Neji
Nienawidzę szpitali z ich sterylnączystością, żółtymi jarzeniówkami i obojętnością, obojętnością na cierpienie.Gdy pytająco patrzyłem na pielęgniarki czy lekarzy, zawsze odwracali wzrok. Niebyło wyjątków. Gaara nie wydawał się przerażony ani poważny, ale było corazgorzej, mogłem to wyczytać z twarzy personelu. Zmusiłem się do uśmiechu.
-Cześć Gaara. Pochyliłem sięnad nim i pocałowałem w czoło. Gaara wskazał na brzeg lóżka, po chwili wahaniausiadłem.
-I jak praca nad kolejnąksiążką? Spytał sennym głosem.
-Wiesz jak jest. Wzruszyłemramionami..
-Pewnie tak jak zawszezrobisz to na ostatnią chwilę. Powieki Sabatu opadły, ostatnio coraz częściej sameu się zamykały. Dopiero teraz zauważyłem, że w pokoju stoją dwa nowe pikającemonitory.
-Słyszałeś o Kakashim iTemari?
-Kakashi to porządny facet, wprzeciwieństwie do ciebie. Gaara uśmiechnął się nie otwierając oczu.Roześmiałem się przypominając sobie jak po raz pierwszy usłyszałem te słowa.Taak kiedyś byłem z jego siostrą Gaara wtedy szalał ze wściekłości, uważał, żezupełnie się dla niej nie nadaje, poniekąd miał rację…Pokochałem go niemal odrazu. Ironia losu…
-Miałeś rację, a ja jakzwykle się myliłem.
-Nieprawda. Głos Gaaryodpływał w niebyt. Twarz miał białą jak kreda. Tak bardzo chciałem go stądzabrać, by nie patrzeć więcej na szpitalne ściany. By było tak jak kiedyś.
-Gaara wyjedźmy. Proszę.Wyszeptałem błagalnie. Nie mogłem patrzeć na jego śmierć, nie wytrzymywałemtego.
-Nie starczy mi życia. Mówiłtak beznamiętnie jakby go to nie obchodziło.
-Przestań pieprzyć! Niemalżekrzyczałem.
-Shikamaru czy ty musisz byćtaki dziecinny? Zrozum ja niedługo umrę. Poświata zachodzącego słońcaoświetlała jego upiornie bladą uśmiechniętą towar, wielkie zielone oczypatrzyły na mnie z miłością. Wyglądał jak natchniony święty albo anioł zobrazów starych mistrzów. Jak on mógł zgrywać cholerna matkę Teresę, skąd kurwabrało się w nim tyle dobra? Nie wiedziałem, nie chciałem wiedzieć.
Nienawidziłem siebie, że niemogę wytrzymać z osobą którą kocham.
-Cholera muszę dokończyćrozdział, termin jest na jutro. Wymamrotałem. Nawet w moich ustach brzmiało tonieprzekonywująco. Rzuciłem ostatnie spojrzenie za siebie Sabaku uśmiechał siętak jakby wszystko wiedział i jakby mi wybaczył. Żałosne. Szybko wyszedłem zeszpitala, byłem dupkiem, tak skończonym chujem, idiotą, wiem nie potrafiłem tamwytrzymać Słońce zaszło, lecz powietrze wciąż było gorące i ciężkie. Włóczyłemsię bez celu ulicami. Straciłem zupełnie poczucie czasu. Wspominałem.
Retrospekcja
-Musimyporozmawiać. Zielone oczy Gaary były trochę przekrwione, zmęczone. Cały dobrynastrój, który miałem po premierze książki prysł, opadłem koło Sabatu nakanapę. Gaara pochylił się ku mnie.
-Mam raka krwi. Wypalił, zamurowało mnie.
-Białaczkę? Nie ma to jak elokwencja, ale tylko tobyłem w stanie z siebie wydusić.
-Tak. Czerwonowłosy ponuro uśmiechnął się, jego głowaopadła lekko na bok jakby była zbyt ciężka by mógł ją utrzymać. – Rozpoznano jąu mnie, kiedy miałem jedenaście lat. Sporą część życia spędziłem w klinikach.
-Nie ma żadnych radykalnych terapii, cudownychkuracji? Wiedziałem, że pytam bez sensu, ale tak bardzo nie chciałem dać muodejść, dopuścić do świadomości myśl, że on umrze. Gaara skrzywił się.
-Przeszedłem z milion naświetleń, radioterapii, trzylata temu przeszczep szpiku.
-Poddajesz się? Z każdą chwilą moja legendarnainteligencja, zdawała się wyparowywać.. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jakbardzo Sabaku zmienił się w ciągu ostatnich miesięcy, cienie pod jego oczamipowiększyły się, a cera stała się jeszcze bledsza upiornie kontrastując zkrwistoczerwonymi włosami. Gaara wzruszył szczupłymi ramionami.
-Chciałem mieć kilka miesięcy normalnego życia.Znacznie mi to ułatwiłeś. Pochylił się nade mną i pocałował mnie.
Niewiadomo jak długo stałem oparty ościanę budynku i obracałem papieros w ręce. Dopiero komentarz jakiejśupierdliwej babci, sprawił, że wszedłem do najbliższego baru. Chwilęrozglądałem się po zadymionym wnętrzu, zaraz dostrzegłem szczupłą sylwetkęsiedzącą przy barze, przed chłopakiem stała bateria wielkich oprószonych soląkieliszków po margericie, przeważnie pustych. Długie brązowe włosy opadająceswobodnie na plecy i te niezwykłe białe oczy. No tak Neji Hyuga, neurotyk,autor bardzo popularnych wierszy, bardziej znany z kazirodczego romansu zeswoją skrytą kuzynka bodajże Hinatą. Ze szklanką wódki w ręku dołączyłem doniego. Odwrócił się.
-Hej Maru. Skinąłem mu głową.
-Neji pozwolisz, że dołączę?
-A co w życiu ci nie wyszło?
-O to samo chciałem zapytaćciebie. Uśmiechnąłem się. On wzruszył ramionami, patrząc na mnie, kuszącoprzechylił głowę. Obrzucił mnie przeciągłym spojrzeniem, nie odwróciłem głowy.Oboje wiedzieliśmy, czego chcemy. Parę minut później znaleźliśmy się w męskimkiblu. Popchnąłem go na ścianę i krępując długowłosemu nadgarstki zbliżyłemswoje usta do jego ucha.
-Tutaj czy gdzieś indziej?
-Tutaj. Wyszeptał.Uśmiechnąłem się by zacząć całować jego cudownie gładką szyję., powoli, kawałekpo kawałeczku pieściłem jego delikatną skórę. Neji przymknął oczy i zamruczał zprzyjemności. Po jego ciele przeszła fala dreszczy. kącikiem ust w odpowiedzi iwsunąłem język w miękkie wargi Hyugi. Z początku delikatny pocałunek, stawałsię coraz namiętniejszy. Niemalże zdarłem z Nejiego koszulę, by móc całowaćjego doskonale zbudowany tors, powoli schodziłem coraz niżej, zacisnąłem palcena sutkach białookiego, któremu bierność wyraźnie się nudziła, jego ręcebłądziły teraz pod moją koszulką, którą chwilę później ściągnął ze mnie, przezmateriał dżinsu gładziłem jego pośladki. Neji pocałował mnie namiętnie,potraktowałem to jako przyzwolenie i zacząłem ocierać się o niego całym ciałem.Rozpiąłem szybko jego rozporek, a on zsunął mi spodnie wraz z bielizną, przezchwilę obciągał mi, nie mogłem wytrzymać, przyjemne ciepło rozchodzące się pomoim ciele nasiliło się. Neji jakby nie zwracając uwagi na mój błogi uśmiechwyjął z kieszeni krem i przesunął się tak abym mógł posmarować jego wejściekremem, rozsunąłem odrobinę jego mięśnie, tak by wygiął się w moją stronę,głośno jęknął z podniecenia, nie chciałem czekać, wszedłem w niego szybko, poczym niemal od razu przyśpieszyłem. Niesamowite, doszliśmy niemal równocześniewtedy gdy zacząłem rozcierać wilgoć na czubku jego penisa. Niemal natychmiast po stosunku ubraliśmy się.Neji nie powiedział nic uśmiechał się tylko ironicznie, gdy od razu wyszedłem zmęskiej toalety. Czy żałuję? Nie. Nie czuję też wyrzutów sumienia. Wiem będęsię smażył w piekle, trudno, przynajmniej w doborowym towarzystwie. Zzamyślenie wyrwał mnie dzwonek telefonu. Odebrałem.
-Shikamaru? Głos Temari byłurwany, musiała płakać.
–Yhym.
-Gaara…Gaara…On…Poprostu…Poczułem przeszywający ból w piersi, w skroniach mi tętniło, od razuzrozumiałem co się stało.
-Zaraz będę. Szybko złapałemtaksówkę. Pędziliśmy ulicami, uliczne światła mrugały na żółto. Główne wejścieod szpitala było ciemne, ale w izbie przyjęć paliło się światło. Wszedłem dośrodka mijając przypadki ludzkiego nieszczęścia siedzące na krzesłach. Nawetnieszczęścia stają się nudne gdy ich właściciele siedzą zbyt długo w jednymmiejscu. Kobieta w recepcji akurat pochyliła głowę. Minąłem ją i ściągnąłemwindę. Przechodząca obok pielęgniarka minęła mnie obojętnie. W windzienatknąłem się na zmęczonego lekarza, jego również nie obchodziło, co tutajrobię. I dobrze nie miałem ochoty na tłumaczenia. Wysiadłem na piątym piętrze iskierowałem się do drzwi pokoju Gaary, stali już tam, Kankuro i płacząca Temariktórą obejmował Kakashi.
-Nie masz wyczucia czasu, alenałóg to nałóg. Kankuro próbował się uśmiechnąć, zamiast tego jego twarzwykrzywił paroksyzm bólu. A więc nie wiedzieli, myśleli, że wyszedłem na chwilępo fajki. Skrzywiłem się.
-Czy on…? Wskazałem na drzwi.
-Tak. Odpowiedziała Temarinie patrząc na mnie. Drzwi do szpitalnego pokoju wydały mi się bramą do piekiełzmusiłem się jednak by tam wejść. Bałem się, że nie zobaczę Gaary tylko to, coz niego zostało. Jakby w godzinę mógł przemienić się w proch.. Jednak chłopak leżącyna łóżku był tym, którego znałem, tyle, że z przegubów nie sterczały mu jużrurki, pikające monitory również zostały gdzieś przeneisone. Usłyszałem jak zmojego gardła wydobywa się jęk, uwalniający uczucia, którego nie byłem w staniew sobie utrzymać. Gaara był taki drobny. Delikatnie sięgnąłem po jego dłońzbudowaną jakby z ptasich kości.
-Gaara, przepraszam. Usiadłemkoło niego na łóżku. Uniosłem jego dłoń do piersi i przytrzymałem ja tam.Położyłem się z wahaniem opierając głową na poduszce koło niego, poczułemdelikatne łaskotanie jego włosów, z moich oczu popłynęły łzy, ściekając nawłosy i uszy Gaary. Zawiodłem cię przepraszam Gaara, nie potrafiłem kochać cięwłaściwie, stchórzyłem, przestraszyłem się cierpienia, nie byłem wystarczającosilny, przegrałem. Wybacz mi. W tamtej chwili nie widziałem nic makabrycznego wtrzymaniu trupa za rękę.
Pogrzeb odbył się dwa dni później wniedzielę. Krótka kościelna ceremonia. Stałem koło Temari, Kakashiego, Kankuro,Naruto i Ino wszyscy płakali cicho, nie płakałem nie byłem w stanie, nie miałemprawa. Wciąż w pamięci mam ironiczny uśmiech Nejiego który zdawał się wszystkowiedzieć, Co mi pozostaje? Tylko zapalić papierosa i udawać, że wszystko jest wporządku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Smutne... ;/
OdpowiedzUsuń/Temi