sobota, 12 stycznia 2013

Las (HakuxKabuto)


Haku zbierał chrust na opał, jak co dzień zresztą.

Zaprzestał tej czynności, usiadł na stary pień i zaczął obserwować niebo.


Jakie piękne, takie jak Zabuza, raz miłe, przyjemne i słoneczne a raz burzliwe, grzmiące i okropne.


Nagle chłopiec poczuł niemiły dreszcz na karku, wyciągnął po woli igłę.

- Nie lękaj się.

Haku automatycznie żucił igłą w miejsce głosu, odwrócił się.

- Kim jesteś!?Czego chcesz?!

- Zwę się Kabuto.


Kabuto.Zabuza-sensei kiedyś mi o nim wspomniał…Nie pamiętam..


Haku próbował uciec, pamiętał jedynie to że ten osobnik jest wyjątkowo silny.

- Nie uciekaj, nic ci nie zrobię…hm.. – Biało włosy zatrzymał chłopca.

Haku zrobiło się słabo, nogi uginały się pod nim, całe jego ciało było ciężkie.

- Co… – wstrząśnięty chłopak, powoli zaczął się bać.


Czyli to prawda! On jest silny! Zabuza-sensei…


- Oj to nic takiego tylko żeby cię zatrzymać, chcę zadać ci parę pytań – Kabuto się uśmiechnął i próbował przybliżyć swoją twarz do twarzy Haku.

- Zostaw go. – Twardy, stanowczy głos rozbrzmiewał echo po nie wielkim lesie.

- Wiedziałem że tu jesteś, czyżby ten chłopiec był tak ważny dla ciebie?

- Odejdź. – Zabuza nie wzruszony patrzył pogardliwie na siwowłosego

- Oj jak niemiło. Zmierzmy się o chłopca.

- Nie będę walczył z byle psem Orochimaru.

Kabuto ruszył w stronę Zabuzy.

Walka była, krótka zaledwie parę ataków z obu stron.

- He Zabuza jesteś słaby.

- Doprawdy?Odszczekaj to psie.

- Najpierw się spróbuj ruszyć.

Haku patrzył na całą tą scenę, czuł się taki bezradny jego Mistrz właśnie upadł na kolana ledwie mogąc się pod dźwignąć.

- Zabuza-sensei! – chłopiec próbował się podczołgać do swojego mistrza.

- Zostań na miejscu Haku, a jeśli masz siły by do mnie się czołgać lepiej uciekaj. – Męszczyzna popatrzył z nienawiścią na Kabuto, który wydawał się czerpać satysfakcje z obecnej sytuacji.

Chłopiec pierwszy raz od wielu lat nie posłuchał Zabuzy, wciąż się do niego czągał.

Kabuto uśmiechał się drwiąco, podszedł do Haku stając mu na drodze.

Zabuza nie zauważył gdy Kabuto okazał się siedzieć na zaskoczonym chłopcu.

- Podoba ci się to? Co Zabuza słabeuszu?

- Zejdź z niego psie!

- Oh a co mi możesz zrobić? Jedyne co potrafisz to pluć sliną. – Kabuto poprawił okulary po czym rozszarpał koszule Haku.

Chłopiec nie był w stanie się ruszyć szok opanował całe jego ciało, czuł ból,ból spowodowany Zabuzie-sensei.

Siwo włosy chłopak zaczął lizać kark ucznia wroga.

Męszczyzna umilkł, zmienił ton spojrzenia, gdy ujżał co robi siwo włosy z jego chłopcem.

Kabuto lizał i podgryzał kark i łopatki Haku, natarczywie patrząc się w oczy Zabuzy.

Odwrócił brutalnie twarz chłopca i pocałował namiętnie przestraszonego dzieciaka.

- I co Zabuza? Jesteś słaby popatrz na siebie – liznął policzek Haku – zakład że chciałbyś być na moim miejscu?

Przeciął kunajem dolną część ubrania chłopca pozostawiając go całkiem nagiego.

Odwrócił go na plecy, tak by dzieciak widział jego twarz, tak by nienawidził go całym sercem.

Kabuto wodził nożem wzdłuż brzucha Haku zniżając się coraz bardziej.

- Nie.. – Czarno włosy płakał, tego wszystkiego było za wiele dla niego.

- No co Haku? Nie mów że tego nie robiłeś z nim? Jesteś prawiczkiem? – Kabuto patrzył w oczy chłopca spoglądając ukradkiem na bez silnego diabła niedaleko. – Ale przyjemność, przelecieć dziewicę, to taka żadkość.

Ściągnął swoje spodnie, które były dla niego za ciasne od dłuższego czasu.

Oczom chłopca ukazał się stojący członek siwo włosego.

Kabuto uśmiechał się szalenie patrząc na Zabuzę, który ściskał kurczowo powieki.

Siwo włosy szarpnął chłopca na pobliskie drzewo co spowodowało że Haku zachłysnął się powietrzem.

Poplecznik Orochimaru podszedł do chłopca i włożył swoją męskość do ust czarno włosego.

Zaczął się w nim poruszać szybko odrazu przechodząc do rzeczy.

Zabuza chodź próbował nie patrzeć na całą scenę i tak wszystko słyszał, a jego wyobraźnia rysowała coś gorszego niż na realu.

Kabuto spuścił się w dziecku, z zadowoleniem złapał chłopca za włosy i żucił na ziemię.

Całe ciało chłopca wyglądało jak dojżała śliwka, poobijane i sine z zimna.

- Zabuzo, otwórz oczy chcę byś akurat to widział, jak przelecę twojego najdroższego ucznia a ty nic nie będziesz mógł zrobić. – Męszczyzna zrobił niewinną minkę, która tak szybko się pojawiła by zniknąć równie szybko.

Złapał zimne ręce chłopca przyciągając je do siebie.

Haku myślał że wyrwie mu ręce, to go bolało to wszystko go bolało, a najbardziej zawiedziony wzrok męszczyzny, którego kochał nad życie.

Kabuto nie dał zbyt dużo czasu chłopcu na użalanie się nad sobą.

Wsadził do niego kij, który cały czas nosił na plecach.

Chłopiec wrzeszczał, siwo włosy go nie oszczędzał wsadzał kij głębiej i głębiej.

Chłopcu zaczęła cieknąć ślina z kącików ust.

- Jak myślisz Zabuzo? Jest już gotowy? – Kabuto śmiał się ironicznie wyciągając kij z chłopca.

Haku nie miał sił płakać patrzył pod siebie martwym wzrokiem i pozwalał Kabuto na wszystko.

Męszczyzna wyjąwszy kij wsadził swoją męskość do swojej ‘laleczki’.

Poruszał się na przemian szybko i wolno, powodując tym jeszcze większy ból niż kijek.

Kabuto nawet nie doszedł, wyjął swoją męskość po czym ubrał się.

Zabuza patrzył na to wszystko pustym wzrokiem, nie mogąc się poruszyć leżał zdany na pastwę siwo włosego diabła.

Kabuto wziął kunaj do ręki po czym szybkim ruchem przeciął szyję chłopcu.

Zabuza zamarł, w jego głowie coraz szybciej pojawiały się zdania brzmiące mniej więcej tak;


Haku nie żyje. Kabuto zabił Haku. Nienawidzę go. Zabiję go. Zabiję go. Zabiję go.


Zgromadził resztki swoich sił by wstać.

- Oh? To jeszcze się ruszasz? Myślałem że taka dawka wystarczy by cię znieruchomieć. – Kabuto kopnął martwego Haku – A może to dlatego że twój kochany towarzysz nie żyje?Hmmm?

Zabuza ruszył chwiejnym krokiem w stronę mordercy, pragnął się zemścić, albo przynajmiej umrzeć razem z Haku.

Kabuto sprawnie ominął wolny atak Zabuzy po czym dotknął go gdzie nigdzie.

Męszczyzna upadł na kolana.

- Nie zabiję cię, żyj jako przegrany Zabuzo, słabeuszu.

Kabuto zaczął się oddalać zanosząc się śmiechem.

Brunet doczołgał się do swojego ucznia, wyciągnął nóż i szybkim ruchem poderżnął sobie gardło.

Leżeli tak przy gasnących promieniach słońca, a mogli by żyć, gdyby byli o kilometr dalej od tego miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz