środa, 9 stycznia 2013

Szachownica Konan & Pein


Chce wierzyć, że mnie kochasz, że moja rola wtwoim planie zbawienia świata nie została z góry ustalona, że mnie nigdy nieopuścisz, ale całe moje życie, które oddałam tobie jest jak partia szachów.Przesuwasz mnie jak pionka. Nie odegram jakiejkolwiek ważnej roli. Jestem twojąkochanką i co z tego? Jeśli trzeba będzie rzucisz mnie w wir walki alboodsuniesz na bok na lepsze czasy. Wyższa polityka, wyższa siła. Nigdy niewtajemniczysz mnie w swoje plany. Jestem marionetką. Zdolnym mięsem armatnim. Wykorzystaszmnie bez skrupułów. Lalkarzem nie zostanę nigdy. Miejsca przy stoliku do gry sązajęte. Nikt nie ustąpi miejsca figurze. Tak jestem tylko pionkiem i poświęciszmnie bez wyrzutów sumienia. Wiem i mimo to wciąż cię kocham.



      -Nadciąga burza, prawdziwa burza. Painzaśmiał się i odwrócił ku mnie. Uniosłam brwi w geście zdziwienia.

-Dlaczego cię to bawi?Parsknął, odgarniając włosy.

-Drobnostki nie przytrafiająsię bogom. Zaczął biec. Nie powiedział, że też mam przyśpieszyć, liczył, że jakzwykle zrobię to, czego on chce. Dlaczego jestem bezsilna? Dlaczego zawszemusze być pozbawiona zdania? Nigdy nie mam możliwości wyboru Wiatr uderzyłznowu niemal zwalając mnie z nóg. Nie odwrócił się. Z nieba lunęły strugideszczu. W moich oczach pojawiły się łzy, głupie, bezsensowne, ale i tak niemogłam ich powstrzymać. Chciałam krzyczeć by się zatrzymał. Nie zrobiłam nic…. Jakzwykle. Zachwiało mną w jednej chwili silny wiatr przemienił się w huragan.Drzewa łamały się, bezgłośnie, ryk huraganu zagłuszył wszystko. Upadlam niebyłam w stanie ustać na nogach i wtedy on zjawił się przy mnie, rozwarł dłoniei wyciągnął je w stronę nieba, gdzie nie było już gwiazd, gdzie zostało jużtylko szaleństwo chmur, strug, deszczu i błyskawic, z jego dłoni bił promieńkolorowego światła. Tarcza siłowa, która pojawiła się wokół nas, otulała jakcelofan. Krople deszczu parowały spadając na nią. Byłam bezpieczna. Patrzyłamna tęczowe lśnienie otaczające nas. W głowie mi wirowało, nie czułam jużwiatru. Pozostała tęcza niekończąca się tęcza, w której tonęliśmy. Wstałam nachwiejnych nogach, on mnie podtrzymał, zanim zemdlałam mówiłam o figurach naszachownicy, o bogu, o sile, o aniołach, o poświęceniu….Nie pamiętam coodpowiedział…..Nie pamiętam….



      Będę zmieniał losy świata, mimo drobnychprywatnych spraw. Nie da się wygrać na wszystkich frontach. Tak masz racjępoświecę cię bez skrupułów, jednym skinieniem głowy poślę na śmierć. Światdorośnie przez ból mój aniele. Musi dorosnąć…



      Dlaczego tak się miotam? Przecież nie mamszans… Najmniejszych. Mogę się pocieszyć mądrością o ziarnku piasku wmechanizmie zegara, ale teraz jestem ziarenkiem pisaku między żarnami młyna. Ico najsmutniejsze wciąż kocham. Tylko skąd ten ból straszliwy ból w piersi?Dlaczego stoję zaciskając ręce w bezsilnej wściekłości?



     -Chodź. Pain nie rozkazywał, on po prostuwiedział, że każde jego polecenie zostanie automatycznie wykonane. Wpatrywałamsię w jego oczy, teraz istniały tylko one, dwa błyszczące punkty wbite we mnie,rinengan, boże, jaka to potężna technika. Ciekawe czy mnie pożądał, czypodniecał go rytm moich kroków, to jak się rozbieram, wtulając się w niego.Nasze wargi złączyły się, języki splotły się w dziwnym tańcu, jak zwykle, ajednak inaczej, każdy pocałunek jest inny. Nie mogłabym odejść, zostawić go,jestem za słaba, za głupia, za mocno kocham. Nie wiem….Nie chce wiedzieć…

Rozłożyłam przed nim nogi, jak zwykledelikatnie czubkiem języka zaczął drażnić moją łechtaczkę. Oddychałam corazciężej, coraz szybciej. Zacisnęłam palce na pościeli i jęknęłam. Pain wsunąłjęzyk głębiej do środka i poruszając go we wszystkie strony. Szybki orgazm inaprawdę cudowny, czasem widzę tą nieszczęsną tęczę odlatuje. Nachylił się nademną i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Jego język penetrował wnętrzemoich ust bardzo dokładnie. Gdy się ode mnie oderwał szybko oddałam pocałunek iobjęłam go za szyję, przyciągając bliżej do siebie.. Jego usta zeszły na mojąszyję, lekko ja podgryzając. Palce długie i szorstkie, delikatnie ściskały mójstwardniały sutek, który zaraz potem zaczął całować i lizać. Kocham cię,naprawdę…Za mocno…. Wygięłam się w łuk, gdy wszedł we mnie Po chwili zacząłpowoli wsuwać penisa i wysuwać, pieszcząc przy tym moje piersi i całując szyjęCzułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele. Zaczęłam coraz szybciejporuszać biodrami. Nie liczyło się nic, tylko mu, bliskość ciał. Zdołałamwyjęczeć mu tylko jego imię, a przecież tyle chciałam powiedzieć. Przejęłam kontrolę,nawet jeśli tylko w łóżku i tylko na parenaście minut, przewróciłam go na plecysiadając na nim okrakiem. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Jednakpozwolił przejąć mi inicjatywę. Lizałam jego tors, jego jęki, sprawiały miogromną przyjemność, chyba nieporównywalną z niczym. Delikatnie zębamiprzygryzłam jego sutek i pociągnęłam. Pain zajęczał głośno. Zabawne bóg czujeból. Moje palce błądziły po całym jego ciele. Sutki ocierały się zaczepnie ojego nagi, mokry tors. On by nie pozostać całkowicie bierny gładził dłońmi mojepośladki, ściskając je z każdym wsunięciem penisa. Już po chwili razemosiągnęliśmy orgazm. Chwilę leżeliśmy wtuleni w siebie, a potem on ubrał się iwyszedł, karać świat…

      Miłośćteż jest siłą…. Chyba…. Dlaczego tego nie dostrzegasz? Składam swoje życie naołtarzu, dla ciebie, dla twoich ideałów, marzeń i planów w które nawet niewierzę…Stoimy ponad ludzką moralnością ja i ty…Bóg i Anioł. Kocham cię izawsze będę…Mógłbyś to zobaczyć gdybyś tylko zechciał. Chociaż wszystkie moje słowato tylko maska, to też łzy, tylko ty ich nie widzisz nie chcesz przejrzeć naoczy. Między nami jest przepaść, której nikt nie pokona…Kocham cię….Mimowszystko….


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz