sobota, 5 stycznia 2013
Kwiat Orochimaru & Hinata
Ileż można bezznudzenia patrzeć na kwiaty? Gdzież ich rachitycznym łodyżkom, prostackogeometrycznym kwiatostanom i żałosnym pręcikom do purpury mięśni, doelastyczności skory, do sprężystości perłowego żołądka, do poskręcanych jelit iasymetrycznej wątroby. Czy można porównywać monotonny kolor róży znieskończonością odcieni krwi ludzkiej, poczynając od radosnego szkarłatukipiącego w arteriach, po ciemną purpurę krwi miesięcznej, albo burgund krwipłynącej żyłami. Nawet roślina ciesząca wzrok, nawet najpiękniejszy kwiat niemoże się równać z doskonałością ludzkiego ciała.
Zaczynało mżyć. Drobnaciemnowłosa dziewczyna przemierzała ścieżkę, wiodącą przez grupę pochylonychnagrobków, w stronę bramy. Hinata późno skończyła trening, nie chciała irytowaćrodziców, obiecała przecież matce, że jej pomoże. Często skracała sobie tędydrogę, poza tym w powietrzu rozchodził się kuszący zapach ostry i kwiatowy,który działał na nią uspokajająco. Gdy dziewczyna znalazła się koło kaplicypogrzebowej chmury zasłoniły księżyc, granatowowłosa mimowolnie zadrżała,cmentarny pejzaż i tak już wystarczająco ponury, doszedł do takiego stadiumohydy, że chciało się paść do któregoś z rozkopanych grobów i zaryć w ziemibyle tylko nie widzieć błotnistych kałuż, rozmiękłych kopczyków i pochylonychkrzyży.
Późny wieczórbezsenność, znowu w Konoha. Wspominam stare dobre czasy. Dusza śpiewa, wyrywasię na świat, błąkam się po zaułkach. Podniecenie wiedzie mnie zapuszczonymidziałkami, brzydkimi ulicami, między domy tonące w błocie, przekrzywione plotyi stare cmentarze. Nie śpię od wielu nocy. Czuje uścisk w piersi i łomotanie wskroniach. W dzień zapadam na pół godziny, godzinę w drzemkę a potem budzą mniekoszmary, których nie mogę sobie przypomnieć. Dzisiaj będzie dobry dzień czujęto, nie chodzi tylko o zniszczenie Konohy, teraz dręczy mnie inne pragnienie,ten głód wyciągnął mnie na ulice. Podniecenie zapiera dech w piersi.
Natknąłem się nanią koło północy na starym cmentarzu chciała szybko wrócić do domu. Mała dziewczyna,na oko jedenastoletnia. Sama weszła mi w ręce. Można się było zapatrzeć w jejwielkie srebrne oczy, patrzące się na świat z powagą, dziwne wyglądało to takjakby z nich sączyło się światło, miała granatowe włosy, niezwykle białą cerę.Niecodzienna uroda, rzadko się taka zdarza. Królewna czysta królewna. Wprawdziezbyt szczupła o nierozwiniętej jeszcze chłopięcej sylwetce. Mimo to byłakwiatem prawdziwym kwiatem, a wiadomo, że kwiat nie zachwyca na łące czy naklombie. Chwila tryumfu nadchodzi, gdy kwiat zostaje ścięty.
Ma taką pięknątwarz, a piękno trzeba zatrzymać utrwalić dla świata. Przecież urodę ciała takłatwo stracić. Ospa czy poparzenia i koniec. Ja zatrzymam jej piękność nazawsze. Obudziłaś we mnie pragnienie dziewczynko i ty je zaspokoisz.
-Chodź za mną ukażę ci piękno. Uwolnię cię od tego ciężaru.Szepczę. Srebrnooka patrzy się na mnie przerażona, próbuje uciekać i krzyczeć,boi się mnie, jej strach jest niemal wyczuwalny. I tak nie ma ze mną szansknebluje ją i biorę w ramiona. Dziewczyna chrypi i charczy, gryzie knebel. Głaszczęją po głowie, kocham ją teraz całym sobą, uwolnię ją od cierpienia. Szybkiecięcie kunaiem i dziewczyna przestaje walczyć, mimo to wciąż żyje. Delikatniekładę ją na płycie nagrobnej, węże usłużnie oplatają jej ręce i nogi by wogólesię nie poruszała, powoli zacząłem rozpinać jej bluzę, ukazała mi się jejdziecięca jeszcze figura i śmieszny bawełniany stanik, zdarłem z niej spodnie zbielizną, wszystkie jej rzeczy złożyłem za nagrobkiem, sam również powolizacząłem się rozbierać, byłem już nieco zniecierpliwiony, a dziewczynapółprzytomna ze strachu. Rozłożyłem jej nogi , próbowała zacisnąć uda, niemiała siły. Wszedłem w nią szybko, nie zważając na wyciekająca z niej krew byładziewicą, jakżeby inaczej. Rozchyliłem jej nogi jeszcze szerzej, co ruszzatapiając się w jej wnętrzu. Posuwałem ją coraz szybciej powoli zaczynałobrakować jej powietrza. Wtedy to rozwiązałem knebel na jej ustach, nim zdążyłacokolwiek krzyknąć wepchnąłem jej język do ust, później przesunąłem go dalej dogardła, rozepchnąłem jej przełyk i szybko wyciągnąłem go widząc, że granatowowłosejzaczyna brakować powietrza.
-Nie bój się. Wyszeptałem, po jej twarzy spłynęła jednajedyna łza. Jakby wiedziała, że to już koniec. Otwieram powłokę jej ciała,umiera w milczeniu, słychać tylko świst powietrza i bulgot krwi w gardle. Wtedydoznaje spełnienia. W środku również jest doskonała. Wychodzę z niej, zuśmiechem na twarzy wznoszę jej serce w górę czuję jak trzepocze w mojej dłoni.Miejsce jest spokojne nikt mi nie przeszkadza i tym razem hymn piękna płynie ażdo końca, do ostatniego pocałunku w usta.
-Śpij księżniczko, życie jest podłe i straszne, a ty nazawsze pozostaniesz piękna.
Twarz Tsunade,teraz blada o lekko niebieskawym odcieniu, wykrzywiła się w grymasie bólu,jedną dłoń przyciskała do piersi, a drugą wymachiwała w powietrzu. tym małoprzekonującym gestem próbowała uspokoić Kakashiego, zdawała się mówić głupstwozaraz mi przejdzie, nie wyglądało to jednak szczególnie przekonująco. Długie ibolesne spazmy wcale nie wyglądały głupio. Kakashi nigdy nie widział Tsunade wtakim stanie. Sam też nieco pozieleniał, ale udało mu się powstrzymać wymioty.Zresztą mdłości dopadły go tylko na chwilę i rzeczywiście były głupstwem,natomiast niespodziewana wrażliwość blondynki, zwykle opanowanej i małosentymentalnej, zaniepokoiły go.
-Hatake, idź tam wydusiła z siebie Tsunade opierając się ocmentarny parkan. –Idź tam potrzebny jest protokół dopilnuj żeby niczego niezadeptali. Znowu zgięła się w pół, ale tym razem wyciągnięta ręka ani drgnęłapalec wskazywał na grób, koło rozłożystego kolonu. Kakashi wcale nie miałnajmniejszej ochoty wracać do miejsca gdzie wszystko zdawało się byćprzesiąknięte zapachem krwi i trzewi. Zaczerpnął powietrza i ruszył w kierunkugrobu, kłębił się tam już tłum najróżniejszych ekspertów, medyków i zwykłychshinobi.
-Co za makabra. Mruczała pod nosem Shizune podnosząc zpodłogi dłonią w rękawiczce miękki sinoczerowny ochłap. –No proszę śledziona.Jęknęła. –Jeszcze tylko prawa nerka, wątroba i będziemy mieli komplet. UważajKakashi uważaj! Krzyknęła. –Przydeptałeś nerkę. Jęknęła zrezygnowana.
Kakashi spojrzał pod nogi i przerażony odskoczył, mimowolniespojrzał się na ułożone na wznak ciało Hinaty, drobna twarz dziewczyny byłaskurczona z bólu, lekko zsiniała, mimo to wciąż piękna, usta dziewczynki byłyrozchylone, w pustych oczach odbijało się słońce. Niżej sprawy miały sięgorzej, rozpłataną pierś dziewczyny pokryły zielone plamy, ktoś rozciął jejciało wzdłuż i w poprzek, wypatroszył i ułożył trzewia w makabryczną mozaikę napodłodze. Jej nogi oblepione spermą i krwią były wyuzdanie rozchylone, ktośwepchnął w pochwę dziewczyny biały kwiaty. Kakashi przykucnął koło niej idotknął jej ust palcem po czym odskoczył.
-Ślady warg, on ją pocałował. Siwowłosy jęknął.
-Nie widziałeś nigdy podobnych trupów. Do grobu wreszciedoszła Tsunade, wyglądała odrobinę lepiej.
-Co za koszmar. Stwierdziła blondynka, poczym przymknęłaoczy i zapatrzyła się w niebo.
-Historia lubi się powtarzać prawda Orochimaru? Dodała cichodo siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz