piątek, 30 listopada 2012
25. Słodkie zapomnienie.
W końcu upragniony dzwonek hukną terapią decybelową w uszy uczniów. którzy o dziwo przywitali ten jazgotz ulgą. Ludzie naprawde są dziwni…
Bezosobowa masa nastolatków wypełzła przez drzwi szkoły, kierowana instynktownym pragnieniem wydostania się z niewoli na wolność. Jedynie dwie czarnowłose persony z przygnębienie, wlokły się za resztą.
Sasuke i Itachi w milczeniu szli do domu, unikając kontaktu wzrokowego. Starszy nie bardzo wiedział, co powiedzieć, a młodszy zgodnie ze swoim zwyczajem milczał.
- Sasuke – kuun! – coś zawyło i rzuciło się krótkowłosemu na szyję.
- Karin, złaź ze mnie. – warknął. odpychając od siebie dziewczynę. Zrobiła lekko zdezorientowaną minę, ale zaraz potem zlustrowała spojrzeniem starszego Uchihę. Uśmiechnęła się w swoim mniemaniu uwodzicielsko i wyzywająco.
- Cześć, jestem Karin. – przedstawiła się, wyciagając szponiastą łapę w kierunku długowłosego. Ita przełknął ślinę i potrząsnął jej ręką niepewnie. Dziewczyna wypięła piersi i obciagnęła w dół bluzkę, która przez przypadek zasłaniała za dużo ciała. Braciom zachciało się rzygać.
- Bardzo mi miło. – wymamrotał nieszczerze Itachi. Sasu wziął go za rękę i pociągnął w stronę domu, wymijając Karin. Przez 5 minut biegli szybko, dopóki nie weszli do swojego mieszkania. Zdyszany krótkowłosy rzucił torbę na podłogę i poczołgał się do salonu. Położył nogi na stoliku i zapalił.
- Ja tu zwariuję! – wybuchnął nagle, rzucając peta na dywan. Łasic z miną męczennika podniósł go. Jemu też było coraz ciężej, a mieszkali tu dopiero dwa dni. Ile jeszcze mają tutaj siedzieć?
- Nie pal w domu. – wymamrotał.
- PIERDOL SIĘ! – wrzasnął poirytowany Sasuke, wstając i trzaskając drzwiami do swojego pokoju. po chwili dało się słyszeć stamtąd szloch.
~~~
Błękitne tęczówki wyłoniły się zza powiek, nieco nieprzytomnym spojrzeniem lustrując otoczenie. Ich właściciel zamrugał intensywnie, po czym zauważył nieostre postacie siedzących przy łóżku przyjaciół.
- Budzi się! – ktoś krzyknął. Chyba Gaara.
- Gdzie ja jestem? – wymamrotał słabo Naruto.
- W szpitalu. – wyjaśnił Neji.
No tak. Pamiętał kłótnię z Sasuke, ten wypadek, ataki i rozmowę podsłuchaną w parku.
- Gdzie jest Sasuke? – spytał już przytomniej blondyn. Twarze przyjaciół momentalnie pobladły i posmutniały.
Shikamaru i Kankuro wymienili zatroskane spojrzenia, a Lee ze zdenerwowania wyłamywał palce.
- Nie chce mnie więcej widzieć, tak? – zapytał ponuro niebieskooki.
- To nie tak, Naru…- zaczął Gaara, ale drzwi się otworzyły, ukazując państwo Namikaze.
- Naruto, bardzo mi przykro. – powiedziała Matsuri, usiadła na łóżku i pogłaskała go po złotych włosach. Chłopak patrzył na nią, jakby uciekła z zoo, ewentualnie z Domu Bez Klamek, a jego oczy niemal wypadły na zewnątrz, gdy kobieta go przytuliła.
- Sasuke siedział tutaj cały czas, kiedy byłeś nieprzytomny. Chciał cię przeprosić. – powiedział ojciec chłopaka. – Widziałem, jak zachowuje się wobec ciebie, więc domyśliłem się, jakie hmm..relacje was łączą. – młodszy blondyn zarumienił się na te słowa.
- Rozmawiałem na ten temat z panem Uchihą, ale nie miałem pojęcia, że tak zareaguje. Przepraszam.
Zapadła krępująca cisza, którą w końcu przerwał Neji.
- Sasuke i Itachi wyjechali.
- Dokąd? – spytał Naruto.
- Do Osaki. – wtrącił się Lee.
- A kiedy wrócą? – spytał nadal ciężkokapujący blondynek.
- Nie wrócą. – powiedział ponuro Shikamaru. – Chodzą już do szkoły w Osace. Nie możesz się z nim kontaktować, a jeśli spróbujesz tam pojechać, dostaniesz sądowy zakaz zbliżania się. – dodał, patrząc na przyjaciela współczująco.
Powietrze rozdarł okropny wrzas, zwiastujący kolejny atak Uzumaki’ego. Chłopak rzucał się po łóżku, wymiotując krwią, a pomieszczenie momentalnie wypełniło się po brzegi ubranymi w białe fartuchy lekarzami. Przerażeni chłopcy, oraz państwo Namikaze zostali jakże uprzejmie wykopani za drzwi.
~~~
- Co z nim? – spytał następnego dnia Gaara. Był jeszcze bledszy i miał podkrążone oczy, czeko nie zatuszowął nawet mocny, czarny makijaż. Reszta paczki wyglądała podobnie, całą noc spędzili w szpitalu, czuwając na zmianę przy Naruto. Jednocześnie Shika prawie wypluwał mózg uszami, usiłując wymyślić sposób, w jaki „nawrócić” pana Fugaku. Wiedział, że Naruto bez Sasuke po prostu uschnie (to niech go podlewają – dop.aut). Neji cały czas zaborczo przytulał Gaarę, ciesząc się w duchu, że ich rodzice nie są homofobami i zaakceptowali ich związek, chociaż pan premier na początku miał pewne obiekcje, które na szczęście żona mu wybiła z głowy.
- Nadal jest nieprzytomny. – odpowiedział zaspany Shika. Kankuro wszedł i otulił go swoją bluzą, całując w kark. Żaden z nich nic nie mówił, w ciszy miałowo pikała tylko aparatura.
~~~
Sasuke leżał na łóżku, obserwując pająka zasuwającego po ścianie. Taki to ma dobrze, pomyślał. Nie ma despotycznego, skostniałego ojca, który go wysyła do innego miasta, jeśli woli innego pająka, a nie pajęczycę. Ludzka egzystencja jest taka okrutna…
Zapalił papierosa, moco się zaciągając, obracając w palcach żyletkę. Przyłożył ją do nadgarstka, czując przyjemny chłód cienkiego, zabójczo ostrego metalu. Zalśniła w blasku słońca, wpadającego przez okno, dając obietnice natychmiastowego uwolnienia od wszystkich kłopotów. Już miał podciąć sobie żyły, kiedy telefon zaterkotał. Spojrzał na wyswietlacz – Karin. No i pięknie, po co jej dawałeś numer, mistrzu? – pomyślał z irytacją. Teraz będzie wydzwaniać co pięć minut.
Zapragnął nagle zadzwonić do młotka. Naruto już pewnie się wybudził, a chłopacy poinformowali go o terrorze Fugaku. Wiedział jednak, że ojciec założył mu na telefon podsłuch, Itachiemu tak samo. I to ma być kochający rodzic. Wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego wyjął małe zdjęcie Naruto. Pogłaskał palcem uśmiechnięte oblicze na kawałku papieru. Nagle zaczął szlochać, wtulając twarz w poduszkę.
Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził się koło szóstej rano i zerwał się, aby odrobić lekcje. Po piętnastu minutach wszystko było gotowe, spakował się i poszedł pod prysznic. Oczy miał podpuchnięte, a w głowie pulsował tępy ból. W kuchni wygrzebał jakieś proszki, wypił kawę i miał nadzieję, że to pomoże. Nadzieja matką głupich, ale wszystkie matki trzeba kochać.
Zrobił śniadanie, co natychmiast zwabiło zaspanego i rozczochranego Itachiego.
- Jak się czujesz? – spytał z troską starszy, jedząc tosta.
- Jak ofiara Czarnobyla. – mruknął Sasu, nawadniając się herbatą. Dokończyli śniadanie i wyszli do szkoły.
Pomimo, że byli w innych klasach, lekcje minęły im tak samo, czyli nudno. Ten materiał, który akurat przerabiali, mięli już opanowany, więc mogli bezkarnie oddawać się ponurym myślom na lekcjach. Obydwaj bracia byli ponadprzecietnie zdolni, a poza tym chodzili wcześniej do najlepszej szkoły w kraju, z którą ich obecna, Oto, nie mogła się równać, więc byli z nauką znacznie do przodu.
Sasuke został po lekcjach na trening, a Itachi wrócił do domu, aby przygotować się na mecz brata. Sasu był fantastyczny w koszykówce, więc trener od razu go zwerbował do drużyny. Właśnie dzisiaj, o siedemnastej rozpoczynał się pierwszy w tym sezonie mecz. Jeśli pokonają wszystkie inne zepsoły z Osaki, może nawet będą grać przeciwko którejś z tokijskich szkół.
Pół do piątej długowłosy siedział już na trybunach, patrząc na trenera, kóry po raz setny omawiał taktykę z chłopcami. Młody uchiha jak zwykle stał z rękami w kieszeniach, a żeńska część publiczności, która właśnie wpływała na widownię, dostawała nieskontrolowanych odruchów, takich jak popuszczenie w gacie, nienaturalnie piski, wytrzeszcz oczu lub omdlenia.
W końcu zaczął się mecz, a te same dziewczęta (i kilku chłopców) wodziły maślanymi oczętami za czarnowłosym chłopakiem śmigajacym po boisku. Czarnookiemu nie zależało zbytnio na wygranej, choć zawsze chciał być najlepszy. Teraz miał możliwość wyżyć się, wyszaleć i choć na chwilę zapomnieć o pewnym blondwłosym aniele, więc całą energię wpompował w grę. Niezaprzeczalnie on był królem boiska, choć niektórzy przeciwnicy przerastali go rozmiarami niemal dwa razy. Był szybki, zwinny a jego ruchy były kocie, pełne gracji. Zdobywał punkt za punktem, a czas nieubłaganie leciał. Kiedy zostały już 3 minuty do końca, jeden osiłek z drużyny przeciwnej o wyjątkowo tępym wyrazie twarzy w przypływie determinacji skoczył na niego, przewracając znacznie lżejszego od siebie chłopaka. Pech chciał, że czarnowłosy wylądował głową na barierce, tracąc przytomność. Ostatecznie Oto wygrała, a Sasuke został natychmiast przewieziony do szpitala. Tłum nowych fanek wybrał się na pielgrzymkę za karetką, zapowiadając krwawy odwet tępemu zapaśnikowi, który ośmielił się zaatakować ich idola.
Itachi zadzwonił po babcię Chiyo i razem z nią pojechał do szpitala. Kobieta podpisywała różne dokumenty, a on dowiedział się od lekarza, że jego brat czuje się dobrze, miał lekki wstrząs mózgu i stracił częściowo pamięć. Wszedł do sali i usiadł koło łóżka chłopaka, który przywitał się z nim nikłym uśmiechem.
- Sasuke, co pamietasz? – spytał przestraszony Łasic.
- Wszystko…poza kilkoma ostatnimi miesiącami. Pamiętam koniec wakacji, kiedy miałem iść do jakiejś nowej szkoły…dalej już nic. – powiedział czarnooki, patrząc się na przerażonego brata.
Oznaczało to, że nie pamietał całego swojego pobytu w Konoha.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz