piątek, 30 listopada 2012
22. Olśnienie i nagły sprzeciw.
Czy jest coś bardziej ponurego od szpitala? Czystego, białego, śmierdzącego lekami szpitala, w którym żarówki dają nienaturalnie jasne światło,a ściany są tak chorobliwie blade jak twarze pacjentów, niezależnie od tego, jak postanowią e przemalować. Nawet zapuszczone cmentarze nie są tak ponure jak szpitale. Nie ma nic gorszego, niż szpital, w którym rządzą choroby, wypadki i niejednokrotnie śmierć.
Tą ostatnią czarnowłosy chłopak skulony na twardym, niewygodnym, szpitalnym krzesełku, starał się przemocą wypchnąć z myśli. Zawsze go fascynowała, pociągała, jednak teraz się jej bał. Bynajmniej nie swojej. Bał się śmierci, która właśnie wlazła z ubłoconymi glanami w jego życie, otrzepała je, powiesiła płaszczyk na wieszaku jego duszy, wlazła do salonu, zażyczyła kawy z rumem i oświadczyła, że zaraz może mu ot tak sobie zabrać ukochaną osobę.
Nagle drzwi do sali operacyjnej otworzyły się, a jego głowa zwróciła się w ich kierunku tak szybko, że obawiał się, czy aby nie skręcił karku. Chciał wstać i podbiec, ale uznał że to zły pomysł, bo nogi mogły mu odmówić posłuszeństwa. Jak w zwolnionym tempie widział, że lekarz w ubrudzonym fartuchu podchodzi do niego z wyraźnym zamiarem zmiany jego życia jednym słowem. Tak lub nie. Tak- Happy End, nie – koniec żywota. Kitel chirurga był troche ubrudzony krwią. Po raz pierwszy na widok bogatej w hemoglobię substancji zachciało mu się wymiotować, a następnie naszła go chęć, aby zedrzeć z mężczyzny wdzianko, hermetycznie zapakować, położyć na ołtarzu i modlić się 3 razy dziennie, bo wiedział, że to krew Uzumakiego.
Lekarz podszedł do niego i zdjął maskę, uśmiechając się przyjaźnie. Blada twarz chłopca o podkrążonych czarnych oczu zastygła w wyrazie przerażenia.
- Już po wszystkim. – powiedział.
Obraz pod powiekami Sasuke zafalował, a on sam z hukiem zleciał na kolana.
- To znaczy, miałem na myśli, że operacja się udała. – poprawił szybko mężczyzna, pomagając wstać chłopakowi. Ciemnowłosy odetchnął z ulgą.
- Niech mnie pan więcej tak nie straszy. – wychrypiał.
- Przepraszam. Stracił dużo krwi, więc przeprowadziliśmy transfuzję i poddalismy go narkozie. Narazie jest nieprzytomny, ale w ciagu dwóch, trzech dni powinien się obudzić. Zaraz przewieziemy go na salę. – powiadomił go lekarz. Sasu tylko kiwnął głową.
Z sali operacyjnej na noszach wyjechał Uzumaki, prowadzony przez dwóch pielęgniarzy do sali o miętowozielonych ścianach. Mężczyźni pobazgrali coś na jego karcie, podłączyli do aparatury i wyszli. lekarz poklepał czarnookiego po plecach i także opuścił lokal, zostawiając chłopaka sam na sam z blondynem i własnymi myślami.
Uchiha usiadł przy łóżku niebieskookiego, delikatnie pogłaskał jego złote włosy. Po bladych policzkach ciurkiem potoczyły się kryształowe łzy.
- Przepraszam…Naru, to moja wina, ja…ja nie chciałem, żeby to tak wyszło…tak mi przykro…- rozpłakał się na dobre, ściskając drobną, zimną dłoń chłopaka. Dopiero teraz, gdy mógł go stracić na zawsze, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo kocha Naruto.
Usłyszał jak ktoś delikatnie, nieśmiało otwiera drzwi.
- Sasu, to ja…przywiozłem ci bluzę. – cicho powiedział Itachi, siadając obok swojego młodszego brata. Zarzucił mu bluzę na ramiona i podetknął pod nos plastikowy kubek z kawą. Sasuke upił łyk i poparzył sobie usta.
- Długo masz zamiar tutaj siedzieć? – spytał po chwili milczenia Ita.
- Dopóki się nie obudzi. – warknął buntowniczo kruczowłosy.
- Sasiu, to naprawde był wypadek. On się potknął na schodach, bo leciał jak szalony, z resztą znasz go…Wpadł na mnie i przez przypadek pocałował, wiem, że to brzmi głupio, ale to prawda. – wyjaśnił długowłosy.
- Wierzę ci. – szepnął ochrypłym głosem młodszy z braci. Itachi objął go opiekuńczo ramieniem, a on natychmiast się wtulił w jego koszulę, ponownie tego dnia pozwalając łzom bezkarnie płynąć.
- No cii…już nie płacz. Wszystko będzie dobrze, rozmawiałem z lekarzem. Najdalej za trzy dni powinien się obudzić. – uspokajał go Łasic. – Przyniosę ci jeszcze kawy.
Po chwili wrócił z kolejnym kubkiem. Podał go bratu, siadając naprzeciwko i przyglądając mu się uważnie.
Z daleka było widać, że Naruto znaczy dla czarnowłosego więcej niż jego życie. Sasuke jeszcze nigdy tak się nie troszczył o nikogo, wszystkie jego chomiki wyzdychały, pies został oddany a rybki skończyły żywot na dnie muszli klozetowej, tym razem jednak było inaczej. Jeszcze nigdy za nikim nie płakał. Hmm..czyżby się naprawde zakochał?
- Ja spadam. Przywieźć ci coś? – Itachi wstał i przeciągnął się.
- Nie, dzięki. – mruknął krótkowłosy. Ita aż przystanął. SASUKE powiedział „DZIĘKI”?! Szok w skarpetkach.
Cicho wyszedł i opuścił teren szpitala, nadal nie mogąc uwierzyć w metamorfozę brata.
~~~
Tymczasem wskazówki wszystkich zegarów powoli zaczynały tworzyć kąt rozwarty, oznajmiając, że zbliza się godzina piąta. Blondwłosy mężczyzna o lazurowych dużych oczach wpadł do szpitala, ciągnąc za rękę piękną, kobietę o twarzy nieskażonej inteligencją, również blondynkę. Podszedł do recepcji i powiedział:
- Dzień dobry, jestem Minato Namikaze. Mój syn Naruto podobno miał ciężki atak i tutaj leży.
Recepcjonistka uprzejmie uśmiechnęła się do niego, postukała trochę po klawiszach komputera i poinformowała go, że jego syn jest jeszcze nieprzytomny i leży na sali numer 157. Niebieskooki grzecznie podziękował i popędził na wskazanie piętro.
Wpadł do pokoju i zobaczył, jak jakiś chłopiec siedzi skulony na krześle i trzyma Naru za ręke.
- Dzień dobry. Jesteś kolegą Naruto? – spytał, wyciągając w jego kierunku dłoń. – Jestem jego ojcem, Minato Namikaze.
- Miło mi, Sasuke Uchiha. – przedstawił się czarnowłosy. – Miło mi pana poznać, Naruto wiele o panu mówił.
- Uchiha? Znam twojego ojca, pare razy byliśmy nawet na sake w restauracji. Naru leczył się w waszej klinice. – powiedział z uśmiechem mężczyzna.
- Naprawde? – czarne oczy rozszerzyły się w szoku.
Minato nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ do sali wpadła jakaś blondynka, na oko wygladająca na 21 lat. Miała na sobie krótką spódniczkę, bluzkę z pokaźnym dekoltem oraz buty o obcasach wysokości Wieży Eiffla.
- Minato, skarbie, tu jesteś. Chodźmy już, obiecałeś mi, że pójdziemy na zakupy i do kosmetyczki. – powiedziała słodkim głosem, podchodząc do męża i całując go w policzek. Wzięła go za rękę i pociągnęła do wyjścia.
- Cóż, Sasuke, miło było cię…- zaczął zakłopotany mężczyzna.
- Chwileczke. – przerwał mu lodowatym, uchihowskim głosem brunet, patrząc na niego złowrogo onyksowymi oczami. Pod wpływem jego spojrzenia Namikaze zadrżał. – Dopiero pan przyszedł. A pani niech puści pana Minato, to w końcu ojciec Naruto i ma prawo odwiedzić swoje dziecko w szpitalu. – dodał jeszcze zimniejszym tonem Sasuke, patrząc prosto w zielone oczy kobiety. Blondynka prychnęła.
- Słyszałeś, kochanie, smarkacz będzie nam mówił, co mamy robić…
- I akurat smarkacz ma racje. – Minato syknął wściekle i wyrwał ramię z jej różowych szponów, siadając na krześle. Dziewczyna patrzyła na niego w szoku.
- Naruto to moje dziecko, jak narazie jedyne i fakt, że jesteś moją żoną, tego nie zmieni. On mnie teraz porzebuje, więc będe przy nim, a do kosmetyczki możesz sama iść, skoro tak ci zależy. – oświadczył dobitnie niebieskooki. Matsuri patrzyła na niego w szoku, a potem odwróciła się i wyszła, trzaskając drzwiami.
Sasuke patrzył na niego z lekko uniesionymi brwiami, a po chwili wybuchnął śmiechem i zaczął teatralnie bić brawo. Mężczyzna zarumienił się.
- Eemm..no..yyy…długo się znacie z Naruto? – zmienił temat.
- Od września. – odpowiedział chłopak, poważniejąc. – Dzielimy razem pokój.
Zapomniał się na chwilę i przesunął delikatnie palcami po aksamitnym policzku Uzumakiego, po chwili wplatając je w jego włosy. Ojciec chłopaka patrzył nieco zszokowany, ale zaraz mu przeszło, kiedy zauważył lekki, rozmażony uśmiech na twarzy bruneta. Bądź co bądź, trzeba być tolerancyjnym. W końcu Sasuke oprzytomniał i spojrzał przerażony na uśmiechniętą od ucha do ucha, starszą wersję Naruto.
Ja już wiem po kim on ma ten wyszczerz, pomyślał.
Minato poklepał go po plecach.
- Wyglada na to, że znowu muszę wybrać się z Fugaku na sake. – roześmiał sie na widok niesłychanie głupiej miny Uchihy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz