piątek, 30 listopada 2012

24. Nowa szkoła, nowe życie.


        W końcu samolot wylądował, a oni dołączyli do tłumu podróżników, wychodzącego z terminalu. Sasuke przez cały lot był nieobecny duchem, wyglądał, jakby spał na jawie. Gdy wychodzili z samolotu, stewardessa chciała im życzyć udanego pobytu w Osace, ale widząc stan chłopaka, ugryzła się w język.

        Okazało się, że Fugaku zadbał o wszystko. Byli już zapisani do prywatnej szkoły, mięli mieszkanie, samochód i opiekunkę. Ta ostatnia stała właśnie w hali przylotów, trzymając dużą kartkę z napisem „Sasuke i Itachi Uchiha”. Okazała się być pogodną kobietą w średnim wieku, o mysich włosach zwiazanych w kok.

- Witajcie, chłopcy. – przywitała się z nimi całusami w policzki. Obydwaj się skrzywili. – Jestem Chiyo i będę waszą opiekunką. Chodźmy, samochód już czeka.

         Niechętnie wzięli walizki, poganiani przez kobietę i wsiedli do auta. Chiyo zasiadła za kółkiem i już po chwili jechali przez zakorkowaną Osakę. Kobieta cały czas wesoło paplała.

- Chodziliście wcześniej do Konohy, prawda? – spytała. Kiwnęli głowami.

- Mój wnuczek Sasori jest tam w drugiej klasie, może go poznaliście, taki rudy, ładny chłopiec. – zaśmiała się. Ich głowy momentalnie odwróciły się w jej stronę i zaczęli słuchać jej z najwyższą uwagą.

- Znamy go. – powiedział Itachi. – Chodziłem z nim do klasy.

- Naprawdę? – ucieszyła się. – Co za zbieg okoliczności. Jego matka jest moją córką, wiecie? Ojj ostatni raz widziałam mojego wnusia na święta. Nie wiecie może, czy znalazł już sobie jakąś porządną dziewczynę?

         Cóż, od biedy można było pomylić Deidarę z dziewczyną, ale porządny to on zdecydowanie nie jest. Woleli jednak nie mówić „babci Chiyo” jak kazała siebie nazywać, że jej kochany wnuczek woli chłopców. Resztę drogi spędzili w milczeniu.

         Podjechali pod ekskluzywny, oszklony budynek, w którym mieściły się drogie, luksusowe mieszkania. Fugaku, pomimo, że był wściekły na swoich synów, nie mógł pozwolić, aby mieszkali w kiepskich warunkach. W końcu, bądź co bądź należeli do rodu Uchiha, więc musiał dbać o ich reputację. Babcia zaprowadziła ich do windy i wysiedli na 5 piętrze. Podprowadziła ich pod eleganckie, machoniowe drzwi z przybitą tabliczką „Uchiha” i wręczyła im klucze.

- Właźcie, chłopcy. Wasz ojciec niedawno kupił to mieszkanie i poprosił mnie, abym je umeblowała. – powiedziała kobieta, otwierając przed nimi drzwi.

         Weszli do srodka, rozglądając się. Mieszkanie było bardzo duże, eleganckie i luksusowe. Utrzymane było w kolorach bieli, srebra, czerni oraz dojrzałego wina. W salonie były dwie obite białą skórą kanapy, niski, chromowany stolik, wielka plazma i regały na ksiażki. Kuchnia miała chromowany aneks, jasny, sosnowy stół i krzesła z bordowymi obiciami, łazienka była czarno-szara. Jedna z sypialni, ta którą przywłaszczył sobie Sasuke, była cała czarna, druga bordowa. Itachi buntował się, że jego pokój troche przypomina burdel, ale odpuścił bratu, bo wiedział, co młody przeżywa. Babcia Chiyo czekała, aż skończą oględziny.

- Mam nadzieję, że wam się podoba. – powiedziała z uśmiechem. – Wasz ojciec dzisiaj wpłacił na wasze konta pieniądze, możecie z nich korzystać. Będziecie mieszkać sami, ale w razie czego możecie do mnie zadzwonić. – podała im karteczki z numerami. – Wasza szkoła jest niedaleko, więc możecie chodzić na piechotę, zajmie to wam jakieś 10 minut. Auto jest w garażu, gdybyście chcieli wybrać się nim na jakieś większe zakupy do centrum, to zadzwońcie do mnie, nie mam nic do roboty, więc chętnie wam potowarzyszę. – poczochrała ich po głowach. – Nie róbcie takich nieszczęśliwych min, w Osace naprawde jest pięknie. – zaśmiała się i wyszła, zostawiając ich samych.

         Sasuke głośno wypuścił powietrze i opadł na kanapę. Ita oparł się o ściane i przyglądał się bratu z troską.

- Ja tu umrę! – zawył krótkowłosy. – Zajmuje się mną jakaś dziwna baba, muszę mieszkać z nienormalnym bratem, nie ma Naruto i muszę isć do nowej szkoły! – zaczął tłuc glanami w podłogę. Długowłosy westchnął i usiadł koło niego.

- Sasu, wiem, że ci cieżko, ale na pewno nie zostaniemy tu długo. Może mama powie coś ojcu, może zderzą mu się szare komórki. – powiedział.

- A wierzysz w cuda? – zaśmiał się gorzko młodszy Uchiha. – Zostaniemy tu na zawsze! Ja chcę do domu!

- Ja z tobą zwariuję. – mruknął Łasic i poszedł do kuchni. Byli głodni, a to na nim teraz ciążył obowiązek przygotowywania posiłków. Zerknął do lodówki, na szczęście babcia wykazała się rozsądkiem i ją zapełniła niezbędnymi produktami. Ocenił swoje umiejętności kulinarne, nawiasem mówiąc dosyć duże i postanowił, że zrobi duszone warzywa z ryżem. Zaczął kroić i smażyć składniki, a Sasuke usiadł przy stole i z dziwnym wyrazem twarzy obserwował brata.

- Itachi? – zaczął.

- Co?

- Mam pomysł. – na bladej twrazy Sasuke pojawił się uśmiech. – A może by tak zadzwonić do rodziców Kisame i Naruto? Przepisaliby się tutaj do szkoły i zamieszkaliby u nas, to mieszkanie jest wielkie, zmieścilibyśmy się. Ojciec Naru na pewno się zgodzi, a starzy Kisa też nie powinni sprawiać problemów…

- Nie ma mowy. – mruknął ponuro długowłosy.

- Dlaczego? – prychnął got, patrząc wściekle na brata. Dlaczego on zawsze musi negować każdy mój pomysł?

- Czy ty uważasz, że nasz ojciec naprawde jest taki głupi na jakiego wygląda? – syknął Ita. – Domyślał się, że któryś z nas wpadnie na coś podobnego i dlatego powiedział mi, że jeśli będziemy coś w tym celu kombinować, złoży pozew do sądu o zakaz zbliżania się do nas.

- Co takiego? – krótkowłosy zdębiał.

- To co słyszałeś. Ojciec ma od cholery dobrych prawników, uzyskanie zakazu to dla niego nic trudnego. Jeśli bedziemy się kontaktować z naszymi chłopakami, to Naruto i Kisame otrzymają sądowy zakaz zbliżania się do nas.

W kuchni zapadła nieprzyjemna cisza. Zjedli obiad, nadal nie odzywając się do siebie, a Ita włożył naczynia do zlewu i zaczął zmywać. Młodszy siedział chwilę przy stole, ale zaraz potem powoli podniósł się i nałożył płaszcz.

- Gdzie idziesz?

- Do sklepu. – mruknął.

- Po co?

- Po alkohol. – powiedział głośno, patrząc bratu wyzywająco w oczy. – Muszę się napić, bo zaraz coś rozwalę.

        Itachi przełknął ślinę. Dobrze znał charakter brata i jego osiągi w różnych dziedzinach sportu, miedzy innymi w boksie i karate. Wiedział, że wściekły Sasuke robi się nieobliczalny.

- Ty pijesz? – zdołał tylko wydusić, ale odpowiedziało mu trześnięcie drzwiami.

        Sasuke szedł już w stronę najbliższego sklepu, ignorując fakt, że nie wie, gdzie takowy się znajduje. Szedł przed siebie, czekając, aż jakiś znajdzie. W końcu dojrzał upragniony lokal i wszedł do środka. Wpakował do koszyka kilka puszek piwa, a po namyśle również ramen, bo przypominało mu młotka. Zdał sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskni. Ostatni raz widział go w szpitalu, kiedy Naruto był nieprzytomny. Nie miał nawet szans go przeprosić.

         Podszedł do lady, a młodziutka ekspedientka już otwierała usta, aby spytać go o dowód, lecz kiedy spotkała się z hipnotyzującym, wściekłym spojrzeniem czarnych tęczówek, zrobiło jej się gorąco z wrażenia i jednocześnie zimno ze strachu, więc uznała, że tym razem dowód mu odpuści. Chociaż można było się pomylić, Sasuke był bardzo wysoki i dobrze zbudowany, mógł uchodzić nawet za dwudziestolatka, ale dziewczyna miała już doswiadczenie z nieletnimi usiłującymi kupić alkohol. Wiedziała, że chłopak nie ma skończonej osiemnastki, ale jej to nie przeszkadzało. Sasuke uśmiechnął się kpiąco, nie od dziś nawet starsze dziewczyny interesował się nim. Poprosił trzy flaszki wódki i pięć paczek czerwonych Marlboro. Nie, nie na zapas, miał zamiar to wszystko skonsumować dzisiejszej nocy. Ewentualnie wyląduje w kostnicy. Wsadził kartę do czytnika i wystukał kod, ignorując paragon z napisanym na odwrocie numerem telefonu panienki, który podsunęła mu pod nos. Zrobiła nieco zawiedzioną minę, więc postanowił się do niej uśmiechnąć, bo nie wiadomo kiedy znowu będzie potrzebował używek.

          Wyszedł na dwór i ruszył w kierunku domu. Tym razem już jako tako orientował się w terenie. Robiło się powoli ciemno. Kiedy szedł przez park spotkał czterech napakowanych gości, o tępych wyrazach twarzy, z widoczną chęcią spuszczenia mu lania, ale kiedy napotkali jego wzrok, szybko się ulotnili. Uchiha, kiedy chciał, potrafił być naprawde przerażający.

          Wszedł do domu, trzasnął drzwiami i położył zakupy na stole, wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Zapalił, wziął reklamówę z puszkami witaminy P i rozsiadł się na białej kanapie w salonie, z niechecią patrząc w telewizor.

- SASUKE, OD KIEDY TY PALISZ?! – Itachi był wstrząśnięty. Uważał się za buntownika, ale nawet on nie palił. Przy swoim bracie był równie niegrzeczny, co dziecko, które w akcie zemsty za kradzież zabawki odważyło się sprzedać kopa towarzyszowi z piaskownicy.

- Od dawna. – mruknął Sasu, otwierając puszkę. – Pijesz? – spytał się, unosząc kpiąco brwi i podsuwajac długowłosemu pod nos puszkę. Ku jego zdziwieniu, starszy wziął ją siadając obok brata. Pociagnął długi łyk.

- Nasze życie się pieprzy, młody. – stwierdził. Sasuke tylko kiwnął głową i przypomniał sobie o ramenie. Poszedł do kuchni, przyrządził to paskudztwo, wrócił do pokoju niosąc ostrożnie miskę, jakby zawierała nitroglicerynę, a nie niegroźną zupkę. Wziął pałeczki i zaczął jeść. Średnio mu smakowało, ale Naruto to uwielbiał, więc żarł dalej, aż pochłonął wszystkie paczuszki, jakie kupił.

- Rzygać mi się chce. – mruknął.

- Nie marudź, sam chciałeś. – opowiedział już nieco wstawiony Itachi, nalewając mu wódki. Sasuke się nie patyczkował, tylko odebrał mu butelkę, oparł się o niego plecami i pociągnął łyk z gwintta. Po niedługim czasie butelka była pusta, a bracia pijani.

- Choźź Ssasuu iźźiemy spaśś…- wybełkotał Itachi. Sasuke tylko kiwnął głową i powlókł się za bratem do jego pokoju.

       Opadli na łóżko i zaczęli się rozbierać. W koncu zostali w samych bokserkach.

- A mówiłem ciii Ssasssiuu żżże jeessseś…- Ita chciał powiedzieć „przystojny”, ale wypowiedzenie tak skomplikowanego słowa nie leżało teraz w jego możliwościach.

- Naruu…- miałknął młodszy, przytulając się do brata i zaczął płakać. Itachi przytulił go i głaskał po plecach. Po pewnym czasie zasnęli.

~~~

       Cała niedziela zeszła im na nawadnianiu się kefirem i leczeniu kaca, ale jak zwykle bywa z niedzielami, minęła, zostawiajac po sobie tylko kwaśny posmak weekendu. Trzeba było iść do szkoły.

        Nie mięli pojęcia, jakie mają przedmioty, więc zapakowali wszystko i ruszyli do szkoły. Obydwaj tak samo ponurzy i milczący. W budynku rozdzielili się bez słowa i każdy z nich poszedł w swoją stronę.

        Sasuke w końcu znalazł swoją klasę i stanął pod ścianą, czekając na dzwonek nauczyciela.

- Cześć, ty jesteś ten nowy? – usłyszał dziewczęcy, nieco piskliwy z podniecenia, modulowany głos. Dziewczyna widocznie starała się, aby zabrzmiało jak najbardziej seksownie i prowokująco, a w efekcie wyszło jakby przechodziła mutację i rozstrój żołądka jednocześnie. – Jestem Karin. – przedstawiła się, przesuwając czarnym paznokciem po policzku chłopaka. Wzdrygnął się.

         Dziewczyna miała na sobie bluzkę, rozpiętą od pępka w dół, z dużym dekoldem, spod którego wystawał czerwony, koronkowy stanik. Miała długie, czerwone włosy, nosiła okulary, kolczyki w twarzy i mocny, czarny makijaż. Na nogach miała czarne, lakierowane szpilki, pończochy do połowy uda i szorty tak krótkie, że mogłyby stanowić temat dyskusji „Gdzie kończą się majtki, a zaczynają spodnie?”. Ogólnie wyglądała jak tania dziwka, tudzież gotycka wersja dawnej Sakury.

        Koło dziewczyny pojawił się chłopak o półdługich, białych i niebieskich na końcach włosach i ostrych zębach oraz rudy, napakowany, ponury osiłek w skórze.

- A to jest Suigetsu i Juugo. – przedstawiła ich dziewczyna. – Zechciałbyś przyłączyć się do naszej paczki? – zerknęła na niego zalotnie, wypinając piersi. Zachciało mu się rzygać.

- Nadajesz się na lidera. – powiedział Sui, mierząc go wzrokiem. – W każdym razem będziesz lepszy niż ona. – stwierdził i zarobił w pysk od dziewczyny.

- Zgoda. – mruknął Sasu, nawet sam nie wiedział dlaczego. Ale z drugiej strony lepiej znać tu kogoś.

- A więc witamy cię jako członka Hebi, postrachu tej szkoły! – wrzasnęła na cały korytarz dziewczyna, kopiąc jakiegoś zszokowanego, małego chłopaczka w piszczel. Pisnął i uciekł, a Karin zaśmiała się głupio.

        To się wpakowałem, pomyślał Sasuke, wchodząc razem z Hebi do klasy historii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz