piątek, 23 listopada 2012

21. Jeszcze bardziej tragiczny wypadek i sposób na Jelenia.


       Sasuke obudził tętniący ból głowy i dziwna suchość w ustach. Uchylił swe blade powieki, ale zaraz je zamknął, z wyrazem nieopisanej męki na twarzy. Kac w całej okazałości prezentował swoją siłę.

       Czyjaś ręka szturchnęła go w ramię i podała jakieś dwie tabletki oraz butelkę wody.

       Kurwa, mam jakies deja vu, pomyślał czarnooki. Mam nadzieję, że to nie Itachi, bo będę go musiał zabić.

       Na szczęście jego wybawicielem okazał się Kankuro, równie skacowany co on sam.

- Boże…umieram..- wychrypiał Uchiha, przykrywajac głowę poduszką. – Mogę zacząć dyktować testament?

- Daj spokój, niejednego kaca już przeżyłeś. Dzisiaj chyba sobie musimy odpuścić jednak lekcje – mruknął Kanku, kładąc się wygodniej na łóżku obok przyjaciela.

- Mmhmm.. – czarnooki wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos i zakopał się pod kołdrę. No Sabaku poklepał kumpla po, miał nadzieje, ramieniu (Sasuke zwinął się w kłębek więc miał kłopoty z rozróżnieniem części ciała. Nie odpowiedział mu jednak wściekły warkot i cios w oblicze, więc podejrzewał, że trafił.) i poczołgał się w stronę łazienki. Wszedł pod prysznic i odkręcił lodowatą wodę, czując jak zimne strugi przyjemnie spływają po jego ciele, wyciągając jego umysł z otępienia.

       Oparł się o kafelki, powoli dopracowujac krystalizujący się pod jego kopułką plan odzyskania Jelenia. Wytarł się zielonym, puchatym ręcznikiem Gaary, bo swoje zapomniał odnieść do pralni, ubrał się i z westchnieniem zaczął cucić śpiącego Uchihę.

~~~

        Sasuke szedł przez korytarz, próbując siłą woli przezwyciężyć SAC, czyli Symptom Agresywnego Chodnika (jak jesteście na kacu to sprawdźcie, najpierw chodnik lekko faluje, potem podskakuje, potem tańczy razem ze ścianami makarenę, a potem nieoczekiwanie bije was po twarzy). Rzucał złowrogie spojrzenia obiecujące rychłą zemstę tym, którzy ośmielą się wydać z siebie dźwięk powyżej 20 decybeli. Kac zawziął się i stwierdził, że cały dzisiejszy dzień poświęci na prześladowanie czarnookiego, więc nie odpuszczał, chociaż chłopak próbował się go pozbyć wszelkimi sposobami. Chciało mu się rzygać od kefiru i słyszał, jak w brzuchu chlupoczą mu hektolitry wody, które wypił. Widząc jego stan Tsunade nawet nic nie powiedziała o jego nieobecności na kartkówce z matematyki, tylko zaprosiła do swojego gabinetu, dała gorącej herbatki z cytrynką i jakieś proszki na dolegliwości poalkoholowe. Widocznie nawet surowa pani dyrektor nosi w tej monstrualnej piersi współczujące serduszko. Albo to dlatego, że jako miłośniczka sake często spotyka się osobiście z problemem Uchihy.

       Brunet zobaczył na końcu korytarza Sakurę i Ino i aż się skulił, czekając na nieuchronny atak fal dźwiękowych o wysokich częstotliwościach, jednak ten nie nastąpił. Zdezorientowany otworzył oczy i przypomniał sobie, że odkąd Lee Cudotwórca przeprowadził z nimi poważną rozmowę, przestały się na niego rzucać i piszczeć. Nadal nie wiedział, jak Rock tego dokonał, ale był mu szczerze i z całego serca wdzięczny.

       Mina zrzedła mu jednak, gdy przypomniał sobie, że dziewczęta były jedynie przewodniczącymi jego fanklubu, obejmującego wiele więcej istot płci żeńskiej, więc aby nie kusić losu, szybko zniknął za schodami prowadzącymi na jego piętro. Wiśniowe usta wykrzywiły się w nieładnym grymasie, gdy przypomniał sobie, czego wczoraj był świadkiem na właśnie tych schodach. Przyspieszył i po chwili znalazł się pod drzwiami do pokoju 21. Były otwarte, a to znaczy, że młotek niewątpliwie, w całym swym młotkowym majestacie, znajduje się w środku.

       Westchnął i wszedł do środka, nie zaszczycając nawet spojrzeniem postaci skulonej na łóżku.

- Sasuke…- szepnął cicho blondyn i otworzył zapłakane oczy. Widocznie całą noc spędził na systematycznym odwadnianiu się poprzez kanaliki łzowe. Czarnowłosy nie zareagował. Wziął torbę, wpakował do niej troche bielizny, ciuchów i książki po czym bez słowa wyszedł. Całość operacji trwała nie więcej niż trzy minuty.

       Leżący na łóżku Uzumaki był pewny, że wypłakał już wszystko co mógł, ale ku jego zdziwieniu łzy znów bez skrępowania potoczyły się po jego twarzy. Poczuł ukłucie w sercu. Wolałby, gdyby Sasuke nakrzyczał na niego, znów go uderzył, niż ignorował. Tak, jakby blondyna w ogóle tu nie było, jakby nic nie znaczył. Objął ramionami kolana, spodziewając się następnego ataku, którzy rzeczywiście nadszedł po jakiejś minucie. W nocy miał już jakieś pięć, które wyczerpały go totalnie, nawet nie miał siły wstać i wziąć lekarstw.

        Jego ciało nagle stężało przez nieopisany ból, rozrywający każdą komórkę jego ciała. Jego serce zaczęło bić coraz wolniej, zrobiło mu się słabo, a obraz skakał przed oczami. Wstrząsały nim drgawki, a z gardła wyrwał się spazmatyczny krzyk. Kiedy był już pewny, że tym razem nie wytrzyma, wszystko nagle przestało. Opadł bezsilnie na poduszkę, dysząc ciężko. Doszedł do wniosku, że jeśli naprawde będzie tu leżał cały dzień, faktycznie zejdzie z tego świata. Z wysiłkiem podnióśł się i wyciągnął pudełko tabletek, połykając od razu dwie, a po namyśle i trzecią. Popił wszystko wodą, chwilę poleżał i zerknął na zegarek. Za piętnaście trzecia, zaraz będzie obiad. Wstał i ślimaczym tempem wyszzedł na korytarz.

~~~

         Wszystko było gotowe. Kankuro cały zestresowany, zamiast uczyć się na sprawdzian z chemii, gorączkowo starał się nastroić gitarę, aby miała jak najlepsze brzmienie. Miał świadomość, że jeśli to nie podziała, nie ma już szans.

- Dałbyś już spokój, co? – mruknął Sasuke, którego nadal bolała głowa od jego rzępolenia.

- Jaki spokój? Chłopie, tu chodzi o mój związek! – wydarł się Kankuro i w końcu odpowiednio nastroił wiosło.

- A propos związku, jak tam twoja sprawa z Naruto? – spytał poważniejąc. Sasuke zrobił dziwny grymas.

- Po kolei. Najpierw Shikamaru, blondyn może zaczekać.

        Akcję zaplanowali na dziesiątą. Omawiali ją chyba pół nocy po pijaku i dobre trzy godziny na trzeźwo. Teraz wystarczyło tylko czekać. Dogadali już się z Choujim aby otworzył szeroko okno, żeby wszystko było dokładnie słychać.

        W końcu alarm nastawiony w komórce no Sabaku oficjalnie oznajmił, że jest 21:45, zatem wzięli sprzęt, wzmacniacze, przedłużacze i reszte złomu. Paczka oczywiście chętnie pomogła w aranżacji całego przedstawienia, w końcu chodziło o ich przyjaciół, a w jednym przypadku nawet brata. Gaara po wybryku Shikamaru był równie oszołomiony co jego starszy braciszek, zatem wparował dziś po obiedzie do pokoju, uzbrojony w okropnie słodki dezodorant Temari i zażądał wyjaśnień. Szatyn zaczął opowiadać o swojej zdradzie i zemście Nary, a zielonooki dał mu po pysku, wyzywając od idiotów i chojnie spryskał pachnidłem od góry do dołu.

        Teraz jednak miał zamiar wszystko odkręcić. Chouji tak jak obiecał, otworzył okno na całą szerokość, a reszta podłączyła sprzęt i mikrofon. Uchiha zaczął grać, a zaraz do niego doszedł lalkarz, uderzając w struny swojej gitary. Zaczął śpiewać nieco zachrypniętym, ale przyjemnym, dźwiecznym głosem.


Still feels like our first night together
Feels like the first kiss, it’s gettin’ better baby
No one can better this…
Still holdin’ on, you’re still the one
First time our eyes met, same feelin’ I get
Only feels much stronger, wanna love ya longer
You still turn the fire on…
So if you’re feelin’ lonely don’t
you’re the only one I ever want
I only wanna make it good
so if I love ya a little more than I should


          Zdezorientowany Shikamaru wychylił się z okna, z zamiarem zlinczowania tego, kto ośmielił przerwać mu jego ulubioną czynność, czyli spanie. Otworzył aż usta z wrażenia, a do oczu napłynęły mu łzy wzruszenia, gdy zobaczył swojego ukochanego, niedoszłego chłopaka błagającego w słowach piosenki o wybaczenie.


Please forgive me, I know not what I do…
…I can’t stop lovin’ you
Don’t deny me this pain I’m going through…
…if I need ya like I do
Please believe me every word I say is true…
…our best times are together…
…touch, still gettin’ closer baby
Can’t get close enough…
Still holdin’ on, still number one
I remember the smell of your skin…everything
…all your moves…you, yeah!
…the nights ya know I still do…
…One thing I’m sure of is the way we make love
And one thing I depend on is for us to stay strong
With every word and every breath I’m prayin’
That’s why I’m sayin’…
…Never leave me I don’t know what I’d do…

(Bryan Adams – Please Forgive Me)

        Nara wciąż stał jak dupa na weselu, powoli trawiąc fakty. Jak na jego możliwości intelektualne trwało to wystarczająco długo ale po chwili dotarł do niego ogólny przekaz, więc błyskawicznie narzucił na siebie kurtkę,buty i zbiegł o mało nie zabijając się po schodach. Wyleciał ze szkoły i szlochając, rzucił się na szyję Kankuro.

- Wybacz mi, Jelonku. Naprawde mi przykro, zachowałem się jak padalec, ale to się więcej nie powtórzy. – szepnął starszy chłopak tuląc swoje drżące z zimna cudo. Narzucił na niego swoją kurtkę i pociagnął w stronę szkoły.

- Kankuro,, kocham cię. – powiedział długowłosy i nie zwracając uwagi na publiczność, mocno pocałował lalkarza, uwieszając się na jego szyji. Rozległy się brawa i gwizdy.

- Ja ciebie też, Bambi. Chodź bo się przeziębisz. – odpowiedział no Sabaku. Razem weszli do szkoły.

- Ej, a my to co? Sami to sobie sprzątajcie! – zaprotestował słabo Naruto, patrząc się na ten cały pozostawiony bajzel. Westchnął i zaczął wszystko znosić z powrotem do szkoły.

~~~


        Shika z Kankuro zeszli się i wszyscy żyli długo i szczęśliwie, z wyjątkiem dwóch odmiennych istot. Pierwsza z nich była czarnowłosa, ostatnio coraz bardziej wkurzona i z natury blada. Druga miała złociste, miękkie włosy, ostatnio zapuchnięte od płaczu niebieskie oczy z wielkimi worami oraz chwilowo był chorobliwie blady i ogólnie wyglądał marnie. Zwykle rozgadany i wesoły, teraz siedział ponury i przygnebiony. Ataki zdarzały mu się znacznie częściej, normalnie raz na ruski rok, teraz dwa razy dziennie. Jednak bardziej niż o swoje zdrowie bał się o to, że straci Sasuke na zawsze.

        Szedł właśnie alejką w parku, musiał się trochę dotlenić. Przez przypadek usłyszał fragment rozmowy swoich przyjaciół. Schował się za drzewem i nasłuchiwał.

        Sasuke stał z rękami w kieszeniach, patrząc wściekle na siedzących na ławce w rządku kumpli.

- Była umowa, najpierw nasza sprawa, potem wasza. – powiedział Kankuro. Siedzący obok niego Gaara wodził zielonymi oczami za chodzącym po hobbicku czarnookim.

- Przecież on cię kocha, Sasu i ty jego też, nie zaprzeczaj. Dlaczego nie pozwolisz mu wszystkiego wyjaśnić.

- Ale tu nie ma nic do wyjaśniania, kurwa! – wrzasnął Uchiha. – Puścił się z moim własnym bratem, koniec kropka!

- Ale Naruto to…- zaczął Shikamaru.

- …zwykła kurwa. – dokończył za niego Sasuke.

        Wszyscy jak na komende odwrócili się w stronę drzewa, za którym leżał błękitnooki. Gdy Naru usłyszał słowa, którymi określił go brunet, poczuł rozrywający ból. Skulił się, czekając na atak, który przyszedł, silniejszy niż kiedykolwiek. Nie mógł się powstrzymać od krzyku. Przed oczami zrobiło mu się ciemno i upadł. Zwymiotował troche krwi, czerwona ciecz zaczęła płynąc mu również z nosa. Pierwszy doskoczył do niego przerażony onyksowooki. Shikamaru jk zwykle z głową na karku wyciągnął telefon i zadzwonił na pogotowie. Nie minęło dziesięć minut, gdy pakowali trzęsącego się blondyna na noszach do karetki. Zleciało się pół szkoły, a Uchiha dostał szału, gdy usłyszał, że nie może z nim jechać. Sanitariusz patrząc w jego oczy stwierdził, że dla dobra własnego i otoczenia należy ustąpić.

        Już po chwili karetka na sygnale mknęła do szpitala, a przerażony, kredowobiały na twarzy Sasuke kurczowo ściskał dłon swojego młotka.

2 komentarze: